środa, 8 października 2014

Moja pierwsza zupa dyniowa

Mmmm aż mi się uszy trzesą! Jaka pyszna! Jaka pyszna!


Po zupie dyniowej nie spodziewałam się zbyt wiele, ale ta  zaskoczyła mnie niebywale prostotą i bogactwem smaku. Niby pięć składników na krzyż, a taka optymistyczna paleta koloru i smaku. Mmmm.

W eksperta bawić się nie będę. Daleko mi do nich. Oczywiście posiłkowałam się przepisami mądrych głów. Z kilku przepisów wyłuskałam swoją wersję podstawową. W środku złotej polskiej jesieni, gdy ktoś uraczy Was kawałkiem dyni nie bójcie się jej oswoić. Zacznijcie od podstawowego przepisu na zupę i odkryjcie czy jest to coś godnego wprowadzenia do jesiennego jadłospisu.

Przepis na zupę dyniową

Około 1 kg dyni
2 marchewki
2 ceblue
2 ząbki czosnku
2 łyżki oliwy z oliwek
3 szklanki bulionu
Pieprz i sól

Dynię i marchewkę obrać ze skóry i pokroić na mniejsze kawałki.
Wrzucić do garnka z grubym dnem.
Dodać do nich dwie cebule i dwa ząbki czosnku (również pokrojone na mniejsze plastry).
Dodać do warzyw dwie łyżki oliwy z oliwek i przesmażyć w garnku przez około 3 minuty.
Następnie zalać warzywa trzema szklankami bulionu i gotować pod przykryciem przez 30 minut.
Gdy warzywa zmiękną zblendować/zmiksować zupę, doprawić solą i pieprzem i gotowe!

Czekam z niecierpliwością na powrót moich chłopaków do domu. Za plackami dyniowymi nie przepadają. Ciekawe czy zupa przypadnie im do gustu?:) Można podawać ją z grzankami lub uprażonymi na suchej patelni pestkami dyni lub płatkami migdałów. Smacznego!



sobota, 4 października 2014

Nasza Sobota

No strasznie się cieszę, że wczoraj na pytanie "O której jutro może do mnie wpaść X, by popracować nad projektem?' odpowiedziałam memu mężowi "Nie może. Jutro czas tylko dla rodziny." Wiecie jak to jest. Pokusa domowych obowiązków, zakupów, dodatkowych zleceń i wszystkich tych rzeczy na które nie ma czasu w tygodniu jest wielka. Ale skoro - wg badań społeczeństwa - priorytetem dla większości Polaków jest rodzina, to czasem warto się zatrzymać i zastanowić co jest ważniejsze. Zatem dziś nieważne stało się nawet to, że Leonowy czas drzemki przesunął się o jakieś cztery godziny. Bowiem podczas zwyczajowej pory leżakowania nasz maluch biegał dziś po lesie wciąż pokrzykując nowo przyswojone słowo Babcia:)

Odwiedziny u 'przyszywanej babci' - mamy mojej przyjaciółki, okazały się strzałem w dziesiątkę. Zresztą to żadna nowość, bo każda wizyta na wsi pod lasem owocuje w wiele radości i miłych wspomnień. Wspaniale jest widzieć ludzi w jesieni życia będących wciąż w letnim nastroju:) Do tego piękna złota polska jesień, zapach lasu i... nieplanowane mini-grzybobranie dzięki któremu po powrocie do domu delektowaliśmy się smakiem sosiku grzybowo-śmietanowego z ziemniaczkami. Klasyk.

Zatem apeluję: wyrzućcie czasem 'to do list' do kosza i zwyczajnie, spontanicznie wyjedźcie za miasto ciesząc się chwilami z bliskimi. Wiem, że wielu z Was tak robi, ale równocześnie wiele z nas musi walczyć z perfekcjonizmem, który stawia czyste okna, posprzątane mieszkanie i pełną lodówkę (po pięciogodzinnych zakupach) ponad czymś co niemierzalne, bezcenne i bezpowrotne. Odpoczywajcie, bo jutro niedziela... :-)