poniedziałek, 28 grudnia 2015

To Jedno Zdjęcie

Oj... a ja nawet Wam nie złożyłam życzeń świątecznych... Ale to chyba dobrze o mnie świadczy, że nie siedziałam na blogu tylko oddawałam się budowaniu relacji rodzinno - przyjacielskich w te Święta, prawda? :) Nie zrobiłam też zdjęć minimalistycznie, aczkolwiek bardzo w moim guście, opakowanych prezentów, które ucieszyły kilka bliskich mi osób. Nie zrobiłam do tej pory zdjęcia choinki, lepionych przez męża uszek czy smażonej w środku nocy ryby. Nawet na świątecznym spacerze zdjęć nie zrobiliśmy. Tym razem po prostu cieszyliśmy się leniwie sobą, tylko jedną chwilę poświęcając na zrobienie pamiątkowej fotografii. Bo to w końcu pierwsze Święta we czwórkę!


sobota, 19 grudnia 2015

Zwolnić przed metą

Czytam w blogosferze o kieracie, o bieganiu, zakupach i innych przedświątecznych gorączkach. A u mnie jakoś tak "zwyczajnie", na swój sposób spokojnie. Dokupuję ostatnie prezenty. Z mamą usiadłyśmy wczoraj i stworzyłyśmy plan przyszłego tygodnia. To taka swoista rozpiska co kto robi każdego dnia, by nic nikomu nie umknęło i by jedna osoba nie była obarczona wszystkim.

Czekam na te Święta z kilku ważniejszych powodów niż ryba po grecku czy pierwsza gwiazdka.

Ot, choćby dlatego, że w końcu zobaczę moich Przyjaciół, którzy przylecą z Anglii! Odliczam dni...
Ot, choćby dlatego, że już za moment kupimy żywą choinkę i znów będę świadkiem fascynacji naszego 3-latka, gdy będzie mógł na niej wieszać różne ozdoby.
Ot, choćby wigilijne rozpakowywanie prezentów przez dzieci. Wspaniale będzie widzieć jak te małe marzenia o których mówiły wprost (jak to dobrze, że jeszcze nie nabyły dorosłej umiejętności mówienia między wierszami) spełnią się tego wieczoru.
Ot, choćby włączenie Polsatu i spotkanie z Kevinem. Tak, dla niektórych to może słabe, ale jestem z rocznika 1983. Lata 90-te mocno ukształtowały moje poczucie po-kolacyjno-wigilijnego chillout'u:)

Tymczasem wyczekuję ostatnich kurierów i smsów z kodem do Paczkomatu. Na poczcie stoję cierpliwie w kolejce pękając z dumy, gdy pani za mną pyta czy mój bobas uśmiechający się szeroko z wózka jest zawsze taki grzeczny. Zapisuję grafiki świąteczne udostępniane przez inne blogerki (kiedy ja stanę się tak kreatywna?) i mówię sobie, że czas je wydrukować. Obmyślam jak tu zapakować prezenty, by były zgodne z estetyką, która ostatnio trafia w mój gust.

I tak powoli, spokojnie planuję dobić do czwartku, by móc cieszyć się tym co tak ważne: czasem z rodziną i przyjaciółmi; czasem w którym po raz kolejny uświadomię sobie jak cudowny dar otrzymaliśmy w fakcie przyjścia Jezusa na ten świat!



Ten poster znaleziony na blogu One Little Smile dziś jakoś nadzwyczaj pasuje mi do historii Bożego przyjścia na ten świat. Małym początkiem niech będzie stajenka w Betlejem. A wielką rzeczą? Zbawienie w Jezusie!

niedziela, 13 grudnia 2015

Amoniaczki. Alternatywa Dla Świątecznych Pierniczków

W zamierzchłych czasach, gdy blogerki nie prześcigały się jeszcze w publikowaniu przepisów na świąteczne pierniczki - ba! gdy nie było dzisiejszych blogerek, blogów i w ogóle internetu (!) - Święta nad Wisłą, Odrą i Wisłokiem pachniały nie przyprawą do piernika a amoniakiem. Wystarczyło z pokorą znieść ten ostry zapach wypełniający całe pomieszczenie, by móc cieszyć się smakiem kruchych, cienkich ciasteczek.

W tym roku postanowiłam zdradzić pierniczki i upiec właśnie amoniaczki. Rodzice zwykle przywożą je od mojej babci, gdy jadą w odwiedziny ze świąteczną wizytą. Mama opowiadała mi, że gdy była dzieckiem również w jej domu często gościły. A gdy wraz z Leonkiem poczęstowaliśmy ostatnio nimi naszą sąsiadkę usłyszeliśmy: - Moja teściowa też takie piekła. Wygląda więc na to, że w czasach powojennych, w latach komunizmu i w ogóle w dniach o których dzisiejszej młodzieży nawet się nie śni (tak, kiedyś w Polsce nie było dostępu do Kinder Niespodzianki!) amoniaczki znał każdy.

W sobotni wieczór zabraliśmy się więc za pichcenie wraz z moim trzylatkiem. Uroczo było usłyszeć: - Panie Kucharzu, czy już mogę wycinać? :) Oczywiście zapał z wycinania szybko skoncentrował się na przybijaniu pieczątek, by chwilę później przeskoczyć na zbieranie "ciastowych odpadów". Potem było posypywanie mąką stołu i wszystkiego wokół. Nie dało się też przejść obojętnie obok wałka. Zatem pomocnik kucharza spisał się na medal, a ciasteczka - choć tak proste - smakują wyśmienicie do gorącej Inki z mlekiem.





W ostatnich dniach próbowaliśmy dwóch przepisów i ten, który podaję poniżej okazał się być strzałem w dziesiątkę.


Wszystkie składniki należy razem zagnieść, ciasto cienko rozwałkować i wycinać z niego ciasteczka. Piec w temperaturze 180-190 stopni około 11-15 minut (do momentu zarumienienia).

Zatem sobotni wieczór, choć końcem końców męczący, zaliczyć należy do udanych. Ubogacił on nie tylko puszkę w domowe smakołyki, ale przede wszystkim relacje rodzinne w kolejne magiczne momenty, które już teraz budują wspaniałe wspomnienia z dzieciństwa. Tak jak moja mama i sąsiadka dziś mówią, że pamiętają amoniaczki tak mam nadzieję, że za jakieś czterdzieści lat mój syn będzie z uśmiechem na ustach wspominał ich smak i ten niezwykły wieczór w roli Pomocnika Kucharza:)

Ręka do góry kto zna amoniaczki?!

sobota, 12 grudnia 2015

Kłująca W Oczy Lista Prezentów

12 dni do Wigilii. Czas się ogarnąć! Czas by na liście prezentowej pojawiło się więcej krzyżyków oznaczających: tak, to mam już zrobione/kupione. Póki co grudzień płynie "leniwym" torem, jeśli tak w ogóle może powiedzieć mama dwójki maluchów. Niedobory snu dawały się ostatnio we znaki i pewnie stąd brak realizacji niektórych małych celów.

Zatem kilka dni temu na tablicowej ścianie w kuchni pojawiła się lista bliskich nam osób: rodziny i przyjaciół. Brak krzyżyków przy większości imion tak kłuł mnie w oczy, że postanowiłam zakasać rękawy i postarać się, by puste pola zapełniły się jak najprędzej.


Taka lista działa na mnie motywująco, więc polecam ją każdemu kto jest w lekkiej prezentowej rozsypce. Wciąż jeszcze mam wiele do zrobienia w tej materii, ale zapewniam: wyrobię się z wszystkim! Niestety już nie w listopadzie, jak to sobie co roku obiecuję...

O tyle jest trudniej, że myśleć muszę również o podarunkach dla samej siebie:) Bowiem po kolejnym pytaniu od mamy "co chcesz dostać w prezencie?" usłyszałam kwotę i zdanie: "kup sobie coś sama, daj mi, ja zapakuję i będziesz się cieszyć z tego, że dostaniesz coś co naprawdę chcesz". Do teraz mam mieszane uczucia co do takiego podejścia do sprawy. Z jednej strony najpiękniejsze w prezentach jest jednak to, że ktoś poświęcił czas, by pomyśleć o Tobie, by pochodzić po sklepach, poserfować w internecie, by pomyśleć z czego byś się cieszył/a... Z drugiej jednak strony otrzymanie gotówki za którą kupisz sobie coś co końcem końców sprawi Ci radość nie powinno być czymś złym...

Tak właśnie sobie wmawiam odkąd ostatnio przyjaciółka uświadomiła mnie, że jestem ewenementem prezentowym, który podniósł wysoko poprzeczkę myśląc o bliskich z wyprzedzeniem, zapisując pomysły w ciągu roku itp. Jak widać na powyższym zdjęciu moja poprzeczka troszkę opadła w dół i muszę z tym żyć. Zatem prezent od rodziców sobie już kupiłam i wiem, że sprawi mi on radość:)

A Wy już macie swoje listy zapełnione? Bo ja pędzę zapełniać moją krzyżykami!

piątek, 4 grudnia 2015

Pomocnica Mikołaja zdradza sekret paczek dla przedszkolaków

No tak, miesiąc mnie tu nie było. Nie to żebym próżnowała przez ten cały czas! Co to to nie! Poza byciem full-time mamuśką angażuję się w różne aktywności pozadomowe, ot taka ma natura. I choć obecnie jest to o tyle trudniejsze, że większość rzeczy robię po nocach, to jednak cieszę się, że wciąż mi się chce! I tak, jeszcze we wrześniu, na pierwszym spotkaniu rodziców w przedszkolu zostałam przewodniczącą trójki klasowej. Spotkało się to z pewnymi uśmieszkami i komentarzami znajomych mających starsze dzieci w stylu: 'w co ty się wpakowałaś', 'rób póki jeszcze ci się chce' itd. A ja właśnie na przekór mówię: tak, chce mi się! Zakres obowiązków nie jest aż na tyle szeroki, by mu nie sprostać nawet będą mamą przedszkolaka i półrocznego bobasa.

Zatem właśnie zakończyłam misję: Pomocnicy Mikołaja! Dziś przed południem przedszkolaki z grupy 3-latków, w tym nasz Leon, zostały obdarowane przez pana w czerwonym kubraczku małymi paczkami. Podejmując się tego wyzwania wzięłam sobie do serca jedną zasadę: wszystkim się nie dogodzi! Jestem tego świadoma, choć po cichu mam nadzieję, że jednak więcej będzie dzieci (i rodziców!), którzy będą się cieszyć z tego co otrzymali.

A co otrzymali? Od początku, razem z Iwoną i Moniką z naszej trójki (dzięki kobietki za wsparcie i pomoc), byłyśmy zgodne, że lepiej jest kupić jedną, konkretną rzecz niż kilka chińskich dupereli. Ponieważ budżet ograniczony był do 20 zł na dziecko celowałyśmy w naszych poszukiwaniach raczej w książki, choć pojawiły się też propozycje zabawkowe. Zwyciężyła jednak Wielka Księga Przedszkolaka Od Malucha Do Starszaka wydawnictwa Papilon.

 

 

 

 

To pozycja o tyle ciekawa, że zawiera w sobie 365 zadań i zagadek na każdy dzień roku. Angażuje też rodziców, by każdego dnia spędzili ze swoim dzieckiem high-quality time. A właśnie takie postawy, szczególnie w dzisiejszym zabieganym świecie, warte są promowania przy każdej okazji.

Do książki dołączyłyśmy kolorowankę w temacie świątecznym oraz czekoladki.


 


Taki to zestaw spakowany został w szary papier, który następnie przyozdobiły tematyczne tasiemki zakupione w ubiegłym roku w Lidlu.

 

Na każdej z paczek przykleiłam ręcznie zrobione domki z imieniem i nazwiskiem dziecka, a całość dopełniły białe kropeczki imitujące płatki śniegu. Ten patent odkryłam niedawno w sieci. Wystarczy stary ołówek z gumką i biała farba. Rewelacja. 

  

Potem tylko nocne konspiracyjne suszenie kropek na podłodze w salonie tak by jeden z przedszkolaków nie wykrzyknął Mikołajowi prosto w twarz: - Widziałem takie paczki u mamy na podłodze ;)



Za pozostałe kilka złotych przygotowałam też małe podziękowanie dla Mikołaja: maślane ciasteczka, które jak wiadomo jegomość uwielbia z mlekiem. 

 

Mam nadzieję, że mój debiut w roli Pomocnicy Mikołaja nie wyszedł najgorzej.  A tymczasem lecę do Paczkomatu po odbiór 'aupobusu na biało i na czerwono', bo jedno czego się obawiam to tego czy Leo nie będzie rozczarowany książką skoro w liście do Mikołaja poprosił właśnie o autobus... Kto to wiedział, że Mikołaj zaliczy falstart i zamiast w Mikołajki przybędzie w Barbórkę? ;)