czwartek, 8 stycznia 2015

Bez podsumowania

Przeglądałam różne blogowe podsumowania minionego roku. Znalazły się wśród nich stwierdzenia, że był to straszny rok, bo np. odszedł ktoś bliski. Inne opiewały w ochy i achy jak to było wspaniale i oby 2015 był przynajmniej tak piękny! A ja? Ja podsumowania nie zrobiłam. Usiadłam natomiast i przejrzałam listę postanowień noworocznych sporządzoną rok temu. Ufff... udało się w sumie w większej mierze zrealizować to co chciałam, choć wiadomo, że praca nad sobą trwa nieprzerwanie.

A u progu kolejnych dwunastu miesięcy już wiem, że będą one niezwykłe, bo za pięć miesięcy pojawi się wśród nas kolejny cud, Boży dar dla nas! Podchodzę jednak do tych dni ze spokojem, powoli myślę o remoncie pokoju na wiosnę, o porodzie jeszcze nie, bo i po co:) Spędzam czas z rodziną i przyjaciółmi i delektuję się slow lifem na zwolnieniu. I cierpię... bo do Empiku jakoś daleko, a terminarza na 2015 wciąż nie mam. Karteluszki fruwają więc między stronami starego kalendarza. Tu wizyta u lekarza, tu USG połówkowe, tu przyjaciele wpadają na obiad, tu książkę koleżance podrzucić... Ale i to cierpienie jakieś takie znośne. Bo życie zwolniło, by w połowie roku znów wystrzelić jak z kopyta!