środa, 14 sierpnia 2019

Czterdziestka z Podwójną Osiemnastką

Posty urodzinowe są niepisaną tradycją mojego bloga. Nie mogę więc pominąć relacji z wydarzenia sezonu jakim było garden party z okazji mojej podwójnej osiemnastki ("podwójna osiemnastka" = medialny synonim 36tych urodzin:) i dzisiejszej 40stki mojego R.


I choć trawa w ogrodzie mojej mamy i taty nieco wypłowiała przez ostatnie upały to i tak nie wyobrażałam sobie, by to wydarzenie mogło się odbyć gdzie indziej. A że gościnność moich rodziców jest szeroko znana nie było problemu, by tenże letni event zorganizować właśnie na ich skrawku ziemi. Punkt dla mamy i taty.










Trudniejszą sprawą było przekonanie solenizanta. Oczywiście nie mam na myśli siebie, bo uwielbiam przyjęcia urodzinowe:) Małżonek mój jednak to skromny człowiek, który nie lubi być w centrum zainteresowania. Wzbraniał się więc nogami i rękami przed tym staniem na piedestale solenizanckim. Negocjacje stanęły na jego warunku: OK robimy imprezę, ale wspólną! A że daty naszego przyjścia na świat dzieli zaledwie 11 dni (nie licząc czterech lat) poszliśmy na kompromis. Zadbałam jednak o to, by na zaproszeniach to jego 40ste urodziny były wyeksponowane. Udało się na tyle, że część gości dopiero na imprezie zorientowała się, że to również moje małe wielkie święto:) Punkt dla mnie.



Mówi się, że najlepszych przyjaciół poznaje się w biedzie. Otóż nie tylko w biedzie, ale i w radosnych momentach! My przy tej okazji doświadczyliśmy zwykłej niezwykłej przychylności ze strony naszych przyjaciół. Jak pokrzepiające było bowiem usłyszeć: "Siedzieliśmy sobie wczoraj i tak rozmawialiśmy w czym by wam pomóc przy tej imprezie; ja Ci zrobię sałatkę albo dwie, a Kriss może puszczać muzykę." Albo: "O której mam przyjść wcześniej, żeby pomóc Ci w przygotowaniach w kuchni?" Czy: "Upiec ci ciasto czy zrobić sałatkę?" To fascynujące wiedzieć, że otaczamy się na co dzień wspaniałymi ludźmi, którzy patrzą dużo dalej niż czubek własnego nosa. Punkt dla Was.




Sama impreza - oczywiście w mojej subiektywnej ocenie ^^ - była hitem sezonu. Pogoda idealna, pyszne jedzenie, super playlista, fenomenalny tort... To tylko otoczka do sedna bez którego żadne tam nowatorskie sałatki, czy ęą kolorowe wody gazowane nie miałyby sensu. Ludzie! Zdecydowanie w takich momentach jak ten zdajesz sobie sprawę jak wielkie szczęście masz będąc otoczonym ludźmi takimi jak nasi Przyjaciele i Rodzina. Ponad czterdzieści osób (z nieco ponad pięćdziesięciu zaproszonych - ubolewamy, że nie wszystkim udało się dotrzeć) + gromadka radosnych dzieciaków uświetniło to sobotnie popołudnie. Atmosfera była luźna, rozmowom nie było końca. Padło wiele serdecznych słów, choć hitem i tak zostanie przemówienie mojego męża wzorowane na Akademii Policyjnej (kto oglądał ten wie:) Punkt dla Męża.

























Nie można też nie wspomnieć o przeuroczym falstarcie... Na trzy kwadranse przed planowanym rozpoczęciem w ogrodzie ostatnie przygotowania, a tu zza żywopłotu dochodzi nas dźwięk... głośny dźwięk. Po chwili wchodzi Z. odgrywając na saksofonie melodię Sto Lat... Jakież było jego zdziwienie, gdy zorientował się, że przyjechał nieco za wcześnie, a gości jeszcze nie ma:) Całe szczęście swoją mega muzyczną niespodziankę powtórzył potem jeszcze dwukrotnie, za co jesteśmy ogromnie wdzięczni. Punkt dla Sakosfonisty.

Jak są urodziny to jest tort. I to nie byle jaki. Nie pierwszy raz w tym sezonie imprezowym powierzyliśmy zadanie wykonania słodkiego ciacha Lokalnej Rzemieślniczce o ogromnym talencie! Tort nie był zbyt słodki, dało się wyczuć wyraźną cytrynową nutę, a co cenię bardzo to elastyczność i kreację! Właściwie w ostatniej chwili przyszło mi na myśl, że do omawianego wcześniej wątku perkusyjnego można by dodać jeszcze subtelny mikrofon, by połączyć nasze dwie pasje. I udało się! Wyszło wyśmienicie. Punkt dla B.



Końcem końców nie sposób nie wspomnieć o prezentach. Chcąc uniknąć odbierania tych samych telefonów i smsów o treści: Marta, co kupić Ryśkowi? zerknęłam pamięcią wstecz rozmyślając o czym marzy moja druga połówka. No i wymyśliłam. Nieco od ponad dekady, jak nie więcej co jakiś czas wracał bowiem jak bumerang temat roweru. A że gościliśmy ludzi nam bliskich i zaufanych nie było żenady, żeby prosto z mostu napisać na zaproszeniach: 'Na miejscu puszka na dobrowolne prezenty gotówkowe na konkrenty cel jednośladem zwany". Udało się. Tylko co ja najlepszego zrobiłam? Od tygodnia nie mam męża:) Codziennie przejażdżki, jak nie samemu to z Leonem (co oczywiście jest super!) Mam nadzieję, że ta ich aktywność zmobilizuje i mnie do kupna dwukołowca i już niebawem będziemy śmigać całą rodzinką na rowerowe wycieczki... Tymczasem za wszystkie prezenty bardzo jesteśmy wdzięczni. Sprawiły nam ogrom radości nie mówiąc o tym, że trochę czuliśmy się jak para młoda otwierając co rusz kopertę z kasą;)


Osobiście cały ten urodzinowy event traktowałam również jako wyraz wdzięczności dla wszystkich bliskich, którzy nas otaczają. Nie często zdarza się w tym pędzie możliwość spotkania, pogadania dłużej niż pięć minut w przelocie. Myślę, że się udało. Przed nami jeszcze mini party (dziesięć wobec ponad czterdziestu robi różnicę liczebną) z rodzeństwem Solenizanta Wiem też, że się uda. Bo tam gdzie spotykają się ludzie szczerze honorujący jeden drugiego i mający wobec siebie pozytywne nastawienie i miłość zawsze musi się udać!

Aaaaa zapomniałabym... Kochanie uściski urodzinowe! Love Ya!