czwartek, 26 lutego 2015

Książkowy Come Back

Niektórzy pewnie by powiedzieli, że to karygodne, by siedzieć w domu, gdy za oknem wiosna... w lutym. Pogoda rzeczywiście ostatnio rewelacyjna, słońca co nie miara, a mnie jakoś przygnało do... czytania książek! Na nowo odświeżam swoją dawną pasję pożyczając od rodziny i znajomych ciekawe pozycje i znów dostarczając swojemu mózgowi materiału do przetrawienia. Wykorzystuję czas na zwolnieniu, póki jeszcze jest! Nie jestem pewna czy po porodzie w czerwcu możliwe jeszcze będzie czytanie czegokolwiek przez jakiś czas. Choć w sumie grunt to dobra organizacja czasu, prawda?

Cieszy mnie to, że znów potrafię pochłonąć 400 lub 600-stronicowe tomiska w kilka dni. To znak, że chyba nie jest jeszcze ze mną tak źle:) Człowiek wzbogaca słownictwo, ćwiczy koncentrację i zwyczajnie relaksuje się. Zatem dziś małe rekomendacje.


 

OCALIĆ ŻYCIE Karen Kingsbury to książka o molestowanych kobietach, które znalazły uzdrowienie swoich zranień w Bogu. Może nie powala językiem literackim, co więcej według mnie nietrafione jest pomijanie przez autorkę opisów złych doświadczeń bohaterek (w końcu to one są sednem historii), jednak pozycję tę czyta się szybko i z zainteresowaniem. Powinna trafić szczególnie do tych z Was, które mają niestety ciężkie przeżycia związane z molestowaniem za sobą. Wskazuje bowiem na Źródło Uzdrowienia i Miłości.

PIĄTA GÓRA Paulo Coelho to zupełnie inna "bajka". Oparta na biblijnej historii Eliasza opowieść o zmaganiach ze zwątpieniem, posłuszeństwem i pierwszym uczuciem proroka, który opuszcza Izrael kryjąc się przed prześladowaniami Jezabel. Dobrze przypomnieć sobie tę historię i spojrzeć na nią z trochę innej - choć fikcyjnej - strony.


Jakiś czas temu przeczytałam też bestseller SYN HAMASU - prawdziwą historię Palestyńczyka z wysoko postawionej rodziny, który szpiegował dla Izraela, a z czasem przeszedł na chrześcijaństwo. Fascynujące losy młodego mężczyzny, które uświadomiły mi jak wiele czasem ludzie ryzykują, jak wiele przez to tracą... równocześnie zyskując jeszcze więcej.




Przy okazji pochwalę się moją nową zdobyczą. Dostałam od znajomej dwie figurki. Szukając dla nich odpowiedniego miejsca pomyślałam, że może przez jakiś czas zagrają rolę podpórek na książki. Co myślicie?


Pozdrawiam słonecznie!


poniedziałek, 23 lutego 2015

Wysyp Id

Pierwszy raz w życiu postanowiłam obudzić się w środku nocy i oglądać galę Oscarów... Skończyło się na tym, że jestem niedospana, a okazało się, że transmisja dostępna jest tylko w kablówce której akurat abonentem nie jestem, zatem wspaniałą wiadomość usłyszałam zaraz po przebudzeniu tuż po siódmej rano:

"IDA" MA OSCARA W KATEGORII 'FILM NIEANGLOJĘZYCZNY'!

No jakże jestem dumna! Każdy międzynarodowy sukces Polaków wprawia w ten przyjemny stan dobrze pojętej dumy. Szkoda, że na gali nie było czasu by puścić Mazurka Dąbrowskiego:) I choć zwyczajnie jestem szczęśliwa z sukcesu Polaków to przyznać uczciwie muszę, że po obejrzeniu "Idy" kilkanaście dni temu czułam lekki niedosyt. Film piękny, klimat stworzony przez aktorów, czarno-biel, piękną muzykę i samą historię niepowtarzalny... Jednak przemknęła mi myśl: - Ale czy na pewno jest to film zasługujący na miano Oscara?

Dziś się kajam. Dziś wszystkie wątpliwości są rozwiane. Dziś zastanawiam się czy nie dopisać IDA na liście propozycji imienia dla naszej córeczki, która w nocy tak mocno kopała jakby chciała dać jakiś znak... Tylko czy po takim sukcesie na porodówkach w tym roku nie zaroi się od małych Id? No nic, mąż mój mówi, że nie ważne jak dziecko będzie miało na imię. I tak będzie się je kochać nad życie! A ja dodam "i będzie się z niego dumnym" tak jak ja dziś jestem z polskich zdolnych twórców. Tak trzymać!


sobota, 14 lutego 2015

Oponkowe Love

Oj... jaką ja miałam ostatnio ochotę na oponki serowe, które pamiętam jeszcze z dawnych czasów poprzedniego ustroju! Udało mi się zachęcić moją mamę, byśmy podjęły się zadania odkurzenia smaku z mojego dzieciństwa. W związku z wyjazdem mamy odłożyłyśmy misję specjalną na piątek, tuż po Tłustym Czwartku. W ten jednak dzień, gdy na facebookowych tablicach i moich ulubionych blogach roiło się od zdjęć pączków, donatów, chrustów i innych tradycyjnych wypieków nie zjadłam żadnego pączka, by dzień później mieć lepsze wytłumaczenie przed samą sobą i bezkarnie chłonąć smak za którym moje podniebienie tak tęskniło:)


Oponki serowe

1/2 kg mąki
1/2 kg twarogu
10 dkg margaryny
3/4 szklanki cukru
4 jajka
1 łyżeczka sody
1 łyżka octu
szczypta soli

Krok po kroku

1. Białka ubić ze szczyptą soli. Gdy piana jest sztywna dodać żółtka i cukier; dalej razem miksować na puszystą masę.

2. Twaróg rozgnieść widelcem. Nie jest problemem, gdy pozostaną małe grudki. Ser będzie wtedy bardziej wyczuwalny w ciastku. Dodać do masy powstałej z jajek i cukru i wymieszać.

3. Margarynę rozpuścić na małym ogniu; nie może być zbyt ciepła. Dodać do wcześniej połączonych składników. Wymieszać.

4. Mąkę przesiać wraz z sodą i dodać do masy. Na końcu wlać ocet. Wyrabiać ciasto ręcznie. Rozwałkować. Wycinać kółka szklanką, a następnie mniejsze kółka w środku - ja użyłam korka od butelki z wodą.

5. Smażyć z obu stron na głębokim tłuszczu (olej lub smalec) do zarumienienia. Po wystygnięciu, przed podaniem posypać cukrem pudrem. Smacznego!



A dziś Walentynki... Dzień od lat bojkotowany przez mojego męża, który uparcie wyznaje zasadę, że kochać należy każdego dnia. Z czasem zaakceptowałam to i wdzięczna za każdy dzień w roku, gdy rzeczywiście doświadczam miłości, opieki, szczęścia w małżeństwie nie spodziewałam się niczego szczególnego. Ale cóż to? Dziś zarówno ja jak i nasz Leo znaleźliśmy małe niespodzianki - piernikowe serca od R.! Bezcenne, szczególnie gdy człowiek nie spodziewa się takiego drobiazgu. To dopiero mały wyraz miłości! (choć oczywiście R. uparcie twierdzi, że to od "tajemniczego wielbiciela":)

poniedziałek, 2 lutego 2015

Post od postów

Trzy tygodnie postu od postów:) Czasem dobrze zatrzymać się, odseparować od rzeczy sprawiających nam zwykłą przyjemność i skupić się na rzeczach głębszych, ważniejszych...

Początek roku to w mojej lokalnej wspólnocie chrześcijańskiej czas szczególnej modlitwy i postu. W związku z posiadaniem pod sercem maleństwa nie mogłam ograniczyć się w jedzeniu (no poza odstawieniem słodyczy), ale zastosowałam kilka innych postów m.in. ograniczenie telewizora do bajek dla Leo (i to tylko w sytuacjach wyjątkowych...); wyjątkiem były też mecze polskiej reprezentacji szczypiornistów:) Nie zaglądałam też na blogi, które tak lubię...

Co się okazało? Nagle jest dużo więcej czasu i siły do tego, by porozmawiać z ukochanym mężem, by w bardziej kreatywny sposób pobawić się z dzieckiem, by spotkać się z przyjaciółmi no i najważniejsze... by więcej czasu spędzić na rzeczach wzbogacających naszego ducha. Wspaniały, odświeżający czas, inspirujący do tego, by przetasować swoje codzienne plany, rezygnować z rzeczy, które nie budują, a inwestować w to co najważniejsze!

To też czas, gdy stajemy się bardziej wrażliwi na niespodzianki z nieba na nowo zdając sobie sprawę z tego, że Bóg jest zainteresowany nawet najmniejszymi rzeczami w naszym życiu. W moim na przykład fryzurą:) Zafundował mi metamorfozę w jednym z najlepszych salonów fryzjerskich w moim mieście. Zafundował tzn.  zafarbowano i ścięto mi włosy, zrobiono profesjonalny makijaż i nie zapłaciłam za to ani grosza. Dla każdej kobiety to chyba coś przyjemnego! Ale o ileż bardziej zmienia się perspektywa, gdy masz wypchany portfel, wyciągasz banknoty i sama za to płacisz, a o ileż bardziej Twoje serce wypełnia się wdzięcznością, gdy zaczynasz rozumieć, że nic nie jest przypadkiem i że Bóg tak wszystko zaaranżował, byś to właśnie Ty znalazła się na fotelu fryzjerskim:)

Przed i Po


Spróbuj w tym tygodniu zauważyć małe, zwykłe niezwykłe rzeczy.
Zmiana perspektywy może często przynieść mega zachętę i rozbudzić w Tobie radość życia!
Słuchając zamieszczonej poniżej piosenki mojego znajomego Rafała Janowskiego pomyśl czy nie jesteś przypadkiem Dzieckiem Szczęścia?:)