środa, 10 lutego 2016

Oddolna Inicjatywa

Styczeń minął i niestety część moich postanowień noworocznych już zdążyła spełznąć na niczym. Choćby 'nowy post na blogu przynajmniej raz w tygodniu'. No nie da się, heh. Dopóki nasza młodsza latorośl nie przestanie budzić się w nocy średnio co dwie godziny na karmienie (co oznacza jakieś cztery, pięć wybudzeń mnie ze snu!) będę chyba wiecznie niedospana i nieogarnięta myślowo. Jednak zupełnie pożegnać się z blogowaniem nie chcę. Przecież okres karmienia kiedyś się skończy i może wtedy ruszę jak z kopyta i zaleję Was mą radosną twórczością...?!

Dziś jednak pragnę się podzielić czymś co w sumie napawa mnie dumą. Nie jest to niestety złoty - ba, jakikolwiek! - medal polskich szczypiornistów na styczniowych mistrzostwach. Nie są tym nawet pierwsze samodzielne próby Lei stawania na nóżkach (w raczkowaniu jest już mistrzem, a i prędkość tegoż oto raczkowania z każdym dniem jakaś taka większa). Rzec jednak chcę słów kilka o balu...

... drugim już w tym karnawale balu przebierańców. Pierwszy przedszkolny był zapewne udany, choć oczywiście dowodów na to nie ma, gdyż 3,5-letni świadek zdarzeń jakiś taki mało ochoczy do zwierzeń. W ogóle ciężko wyciągnąć od niego co robił w przedszkolu. Co rusz tylko wyskakuje z nowymi powiedzonkami kopiowanymi zapewne od pań np. 'no masz babo placek!'


Tym razem świadków jest więcej a i ja byłam, widziałam i... zwyciężyłam. Przyznać muszę, że przezwyciężać musiałam mą niechęć do podjęcia się zorganizowania balu dla dzieciaków. Inne mamy z naszego kościoła zachęcały, zachęcały i w końcu uległam. Niechęć ta wynikała zapewne ze wspomnianego już wcześniej niedospania i ogólnego braku sił do angażowania się w kolejne inicjatywy. Jednak zagłuszyłam wszystkie złe podszepty gdzieś w głębi duszy wiedząc, że końcem końców będę usatysfakcjonowana tym, że dzieciaki miały fajną zabawę. Tak też się stało.




Na balu nie było dużo dzieci. I to chyba nawet dobrze. Mogłyśmy poobserwować co na przyszłość zrobić inaczej, lepiej. Co poprawić, co udoskonalić.




Świetna była Pani Policjantka czyli Basia - mama Niny, która na codzień pracuje w świetlicy szkolnej i jest rewelacyjna w animacjach. Pyszne były trójkąciki z jabłkiem i cynamonem z ciasta francuskiego upieczone przez Renatę, mamę Dominiki. Dzieciaki miały mega frajdę z tworzonych z balonów przez Teresę - babcię Angeliki, kwiatków, piesków, mieczy, smoczków i innych figur. Generalnie wszyscy rodzice COŚ zrobili.










To właśnie napawa mnie ogromną dumą. Fakt, że w dzisiejszym świecie konsumpcjonizmu, świecie w którym JA odgrywa znaczącą rolę, w którym postawa roszczeniowa panoszy się jak byk w stodole pełnej jałówek (!), w którym pokoleniu nastolatków właściwie już nic się nie chce... nam - dzisiejszym 30-latkom jeszcze się chce!









Chce się poświęcić trochę czasu, by dać swoim dzieciom powód do kolejnego wspomnienia, które po latach będą mogli nazwać zwyczajnie szczęśliwym dzieciństwem...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Twój komentarz. Miłego dnia!
Thank You for Your comment. Have a nice day!