sobota, 1 kwietnia 2017

Polska Jest Piękna: Muzeum Etnograficzne w Ochli

Wiem, że dałam Wam wszelkie powody ku temu, by o mnie zapomnieć. Dzięki Bogu nadeszła wiosna, nowy miesiąc, słońce, zmiana czasu na letni i te wszystkie powody, które sprawiają, że człowiekowi zwyczajnie zaczyna się chcieć...

Uznaliśmy z R., tak na początek nowego sezonu, że dołożymy wszelkich starań, by co najmniej dwie soboty spędzić wyjazdowo, wycieczkowo, poznawczo. Nasze życie jest intensywne, pełne różnych odpowiedzialności, więc tym bardziej bezcenne są chwile, które spędzamy w rodzinnym gronie, z dzieciakami.

Nasz cykl Polska Jest Piękna vol. 2017 rozpoczęliśmy dziś od oddalonego o 70 km od naszego miejsca zamieszkania Muzeum Etnograficznego w Ochli k. Zielonej Góry. Ponieważ pogoda dziś wyjątkowo nas wszystkich rozpieściła (24 stopnie, słońce) ten dzień spędzony na powietrzu mógł być tylko przyjemnością. Taki też był.





Samo muzeum to głównie obiekty wiejskie, innymi słowy sporej wielkości skansen. Położone jest na obszarze 13 hektarów, ale spokojnie... nie musicie przemierzać takich dystansów. My, chcąc wykorzystać piękną pogodę, wybraliśmy opcję spacerową bez zwiedzania wnętrz chat (dwa bilety dla nas dorosłych po 2 zł, dzieci bezpłatnie). Jednak i w tym był element odkrywczy. Zaglądanie przez szybkę niejednokrotnie wprawiło nas w zdziwienie np. nad wysokością izb, a właściwie ich "niskością".




Zabudowania znajdujące się w skansenie pełniły w przeszłości różne role w okolicznych miejscowościach. Obok chat mieszkalnych można tu obejrzeć np. dzwonnicę czy pracownię kowala.




Dla mnie osobiście spacer ten miał też walor nostalgiczny. Wróciły wspomnienia z dzieciństwa, gdy odwiedzałam babcię na Podkarpaciu. Tam, obok murowanego domu zbudowanego przez moich dziadków w latach sześćdziesiątych, stała zamieszkiwana przez nich wcześniej chata "z bali". Wiele z obiektów w skansenie przypominało mi tamten budynek. Jedyną różnicą był "kolor elewacji". W moich wspomnieniach pozostała biało-czarna...


Dzieci wypatrzyły drewniane figury wśród których znalazła się m.in. szopka bożonarodzeniowa (nieuwieczniona na zdjęciu... Jezus nie miał głowy).


Chwilę potem już szukały oznak wiosny ciesząc się każdą napotkaną stokrotką, a mi ponownie przypomniało się, że tak niewiele potrzeba do szczęścia...




Przy głównej bramie muzeum znajduje się prywatne łowisko, gdzie można zjeść świeżą rybę. W weekendy można tam także kupić świeżo wędzone zdobycze wodne. Na własne oczy widzieliśmy jak Pan rąbał drewno i dokładał do wędzarni. Tym razem wybraliśmy wersję klasyczną, smażoną. Panierka na pstrągu nie wyglądała zbyt apetycznie, ale sama ryba obroniła się smakiem. Do tego promienie słońca grzejące w plecy, śpiew ptaków wokoło i to uczucie niespieszności...


Reasumując: spokój, powrót do przeszłości, lekcja historii, piękna pogoda - z czystym sumieniem polecamy to miejsce właśnie na takie piękne, wiosenno-letnie wypady. Spacer w skansenie może być świetną odskocznią od spaceru po odwiedzanych na co dzień uliczkach własnego miasta. A wy? Bywacie w takich miejscach?

5 komentarzy:

  1. Bardzo inspirujące wypad do zwiększenia aktywności fizycznej:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoje wieczorne bieganie po całym dniu chodzenia rzeczywiście mnie zdziwiło. Inspiracja, że hej! ;)

      Usuń
  2. O, mnie tez by sie przydal taki kop wiosenny, ale pewnie padlabym na nos po kilku rundach po skansenie;) na poczatek pewnie sie ruszymy do parku w Lubinie;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marta, wystarczy jedna runda po skansenie. Generalnie spacerowaliśmy niespiesznie nieco ponad godzinę. Teren na oko mniejszy niż Park w Lubinie. Polecamy :-)

      Usuń
    2. Teren mniejszy ale też ciekawy no i Pan Rzeźba robi furorę:)

      Usuń

Dziękuję za Twój komentarz. Miłego dnia!
Thank You for Your comment. Have a nice day!