sobota, 16 czerwca 2018

Na rozruch po półrocznej przerwie

Odezwę na Facebook'owym fanpage'u poczyniłam.
Że "bloger" przerywa milczenie.
Że fajnie jakbyście choć trochę tęsknili? 
I takie tam...

Postanowiłam sama na siebie ubić bata, bo jak już będzie choć kilka "lajków" to przecież jest dla kogo... można nockę zarwać... można kliknąć słów kilka. Ot, motywacja taka, która nie pozwoli mi - zwyczajnie ze wstydu - siedzieć cicho w blogoprzestrzeni i użalać się nad sobą, żem pisarsko niepłodna. 

Zatem oficjalnie wracam i pisać mam zamiar. 

Życie obfitowało w wiele wydarzeń w ciągu minionego półrocza.
Radosnych i smutnych. Jak to życie.
Jeśli tylko uda mi się tę naszą codzienność jakoś usystematyzować i wyłuskać z niej rzeczy warte podzielenia się - dam znać. Focus jednak jest na tu i teraz. 

I tak dziś, po pięciu miesiącach przerwy, byłam u fryzjera.
Ot taka niby zwykła rzecz, ale w końcu okazja nie byle jaka: 
wracam do Was to i wyglądać wypada zacnie.

 

Przy tej okazji naszły mnie myśli jakie to szczęście trafiać na swojej drodze na ludzi przyjaznych, uzdolnionych, inteligentnych... Taka właśnie jest Julita, której w styczniu tego roku po raz pierwszy powierzyłam moje włosy. I choć tuż przy moim domu są cztery salony fryzjerskie, w mieście kilkadziesiąt - jestem gotowa przemierzać dystans trzydziestu kilometrów, by otoczyć się ciekawą konwersacją, przyjaznym spojrzeniem, szczerym uśmiechem i atmosferą, której nie da się uszyć sztucznymi półsłówkami czy małomiasteczkowymi plotkami. 

Macie to szczęście trafiać na takie osoby w szeroko pojętych usługach? A może macie jakieś anegdoty z życia lokalnych salonów? 

Do następnego!
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Twój komentarz. Miłego dnia!
Thank You for Your comment. Have a nice day!