niedziela, 16 marca 2014

Kartka z kalendarza

Oh my... Jak ten czas leci. Ostatni wpis wieki temu. Czas umyka jak czerwone ferrari na autostradzie pod Dreznem. Tak sobie dochodzę do wniosku, że nawet poukładane życie żony i matki, kobiety pracującej - choć w pewnym sensie "monotonne" zważywszy na powtarzalność pewnych schematów - jest jednak w moim przypadku mega fascynujące. Nie na darmo przecież nazwałam tego bloga ŻYJĄC SATYSFAKCJONUJĄCYM ŻYCIEM...

Ostatnio znów ma przyjaciółka z odległej wyspiarskiej stolicy śmiała się ze mnie, gdy poprosiłam by podała mi datę przylotu do ojczyzny. Choć to dopiero za dwa miesiące już chciałam bowiem zrobić sobie krótką notkę z jej imieniem przy odpowiedniej dacie. Usłyszałam na to: - Oj Marta, ty i ten twój kalendarz! 

No i trochę mnie otrzeźwiło, bo ja - przecież kiedyś taka spontaniczna - nagle uświadomiłam sobie, że uwielbiam mieć rzeczy zapisane w kalendarzu, zaplanowane. Czuję wtedy coś na kształt wentylu bezpieczeństwa, z tą małą adnotacją, że wentyl czasem można wyciągnąć i wtedy pojawia się spontan. Taki margines również posiadać lubię.

A wracając do kalendarza, szanuję (choć nie rozumiem:) ludzi, którzy nie wiedzą co będzie pojutrze. Bo choć w biblijnym tego słowa znaczeniu "nie znacie dnia ani godziny" jeszcze mogę ich zrozumieć, to zadaję sobie pytanie: czy ich życie jest na tyle nudne, że nie mieliby ewentualnie czego wpisać do takiego kalendarza? A może oni nie potrzebują kalendarzy? Może przyczyna tkwi w moim wieku? Jestem bowiem kobietą po 30stce, osobą wiekową, "starej daty" co to nie zapisuje zadań w telefonie, ale jednak w staromodnej bądź co bądź wersji papierowej?:)

Nie ważne z jakiej strony spojrzeć na temat dochodzę jednak do wniosku, że mam barwne życie w którym jest miejsce na Boga, rodzinę, przyjaciół, kościół, pracę, śpiewanie, czytanie, wyjazdy, przyjazdy, wizyty, rachunki, daty urodzin, rocznic itd. itd. I myślę sobie, że czy z kalendarzem, czy bez - grunt, że priorytety mam, zdaje się, dobrze poukładane.

A wy? Jesteście typami spod znaku pełnego zapisków kalendarza, czy spontanicznymi ptakami lecącymi gdzie je wiatr poniesie?



2 komentarze:

  1. rozpisałam się i zjadło mi komentarz... ehh no więc Martuś :) ja zawsze byłam bardzo poukładana... do czasu :) może przez "magiczną" trzydziestkę ;) Czasem sama się dziwię jak daję radę i nie lubię zbytnio tego braku planów ułożonych na tip-top. No i z kalendarza przerzuciłam się an notatki w komórce. Uściski od wyspiarskiej 5!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ula :) Coś chyba jest w tej "magicznej 30stce", bo ja też zauważyłam u siebie zmiany. Choć od kalendarza póki co się nie uwolniłam i w najbliższej przyszłości się na to nie zanosi ;) Buziaki z rodzinnej małej ojczyzny x

      Usuń

Dziękuję za Twój komentarz. Miłego dnia!
Thank You for Your comment. Have a nice day!