czwartek, 1 października 2015

Rozterki matki

Zastał mnie październik... chwilę po tym jak już cieszyłam się częstszym stukaniem w klawiaturę. Było to jednak wrześniowe, dwudniowe odstępstwo od normy, nad czym wielce ubolewam. I znów bijąc się w piersi zarzekam się, że częściej będę pisać. Tylko jak tu spełnić obietnicę o pisaniu, gdy czytać nawet jakoś rzadziej się zdarza. To chyba przez to karmienie piersią... O jego dobrodziejstwach rozpisywać się nie będę, bo przecież wiadome są one wszem i wobec. Ale minus odkrywam każdego wieczoru, gdy usypiam Leę przy piersi. Pozycja horyzontalna zwykle przenosi mnie w błogi stan odpocznienia i siły brak już na kreatywne aktywności wieczorne takie jak np. czytanie książek, planowanie tygodniowego menu (obiecuję sobie to już od stycznia!) czy pisanie nowego postu.

Do tego od wczoraj zmagamy się z Leonowym zapaleniem dziąseł i nieznośnymi aftami, które opanowały jego jamę ustną. Biedaczek męczy się, ledwo mówi, ślini się, no i co jakiś czas płacze straszliwie z bólu... Absencja w przedszkolu wiadoma. I choć z tyłu głowy wiem, że jego nadmierna płaczliwość i postawa "wszystko na nie" są głównie wynikiem osłabienia i choroby, czasem jednak żelazne nerwy me puszczają i biję się potem w te moje karmiące piersi, zmagam z myślami jakże to mogłam nad sobą nie zapanować i zamiast przytulić - zganiłam. Kto powiedział, że wychowanie będzie łatwe? Aaaa... no tak, chyba się taki nie znalazł.

Dobrze, że pogoda jeszcze piękna jesienna. Wyjść można na spacer, zaczerpnąć świeżego powietrza, nacieszyć się promieniami słońca i nabrać dystansu do relacji rodzic - dziecko. Wystarczy chwila moment i nieopisane pokłady miłości znów wracają i nic tylko tulić, tulić, tulić trzylatka!

Lea też coraz bardziej interaktywna. Zapowiada się, że będzie równie wygadana jak jej starszy brat. Otóż jak na 4-miesięcznego bobasa wydaje mi się, że potrafi wpaść już w swój niemowlęcy słowotok i choć słodkie to jest jak tort w masie marcepanowej to czasem daje po uszach. Aż się boję co to będzie w tym naszym domu za dwa, trzy lata. Syn gaduła, córka gaduła... Decybeloza wysokich lotów jak mniemam:)

No nic kochani, taki post matczyny dziś...
Zamyśliłam się właśnie i przykładając dłoń do podbródka znów poczułam zapach mleka i dzidziusia...
Do następnego!

Druga połowa września • Parkujemy

1 komentarz:

  1. Skąd ja to znam :-) Teraz też się kurujemy z wirusa, decybeloza w powietrzu, a zalążki posta krążą mi tylko po głowie, parując zanim zdążę je spisać...Pozdrawiam! Mam nadzieję, że bliżej się poznamy w realu odbierając szkraby z przedszkola :-)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz. Miłego dnia!
Thank You for Your comment. Have a nice day!