środa, 28 października 2015

Związanie czy uwiązanie?

Jedna literka a tak wiele może zmienić w odbiorze słowa "wiązanie". Czuje się bowiem tę różnicę w odbiorze słowa Związanie - jakże pozytywny przekaz, nieprawdaż?, a Uwiązanie - niosące za sobą faktor umęczenia, żmudnego zmagania się z czymś co nam ciąży...

A tak, to właśnie tuż po zakończeniu ciąży, stanu błogosławionego czy jak go tam inaczej zwał, rozpoczęła się moja, druga już w życiu, przygoda z "wiązaniem"... Więź bowiem, którą buduje się z niemowlakiem przez karmienie piersią okazuje się nie być jedynie teorią zafiksowanych na tym punkcie Pań Matek (tak właśnie ostatnio woła na mnie nasz trzylatek... "pani matko!"), ale faktem, który w ostatnim czasie dane mi jest obserwować pod własnym dachem i przy własnej piersi.

Różnica między Leonem a Leą jest taka, że przy moich pierwszych doświadczeniach z karmieniem ponad trzy lata temu wiele rzeczy było dla mnie nowych i zwyczajnie przez brak odpowiedniej wiedzy, a być może również z innych, naturalnych przyczyn, przyszło mi dzielić karmienie Leona między pierś a butelkę z mlekiem modyfikowanym. Tym razem, niesiona doświadczeniem, jeszcze na sali poporodowej postanowiłam zawalczyć o wyłączne karmienie mlekiem matczynym, tym o którego walorach właściwie mówić nie trzeba, bo zakładam, że każdy ma to mocno wbite w świadomość. Udało się! Ponad pięć miesięcy Lea żywi się wyłącznie białą wydzieliną płynącą znad mego serca (!). Efekty są wspaniałe. Przekracza wszelkie normy wagowe. Mając pięć miesięcy waży ponad osiem kilogramów, co tabele z normami wykazują dla dzieci siedmiomiesięcznych. Nasza Pastorowa mówi na nią pieszczotliwie "Drożdżóweczka" co bardzo przypadło mi do gustu:)



Wszystko super tylko, że...

Nie wiem czy to hormony, czy jesienna chandra czy jeszcze coś innego dotąd przeze mnie niezidentyfikowanego, ale w ostatnim czasie doświadczałam nie tylko blasków, ale i cieni tego naszego "wiązania". Związanie, które dzięki tej fizycznej bliskości, ciepłu matki, zapachowi i wszystkim innym pozytywnym czynnikom idącym za karmieniem piersią, zaczęło przeistaczać się w mej świadomości w "uwiązanie". Zdarza się bowiem, że muszę wyjść na jakieś spotkanie, lecz niestety zwykle kończy się to telefonem od męża lub mamy. W słuchawce nie słychać zupełnie "nic", poza niewysłowionym krzykiem naszej córeczki. Zwijam wtedy manatki, przepraszam i spiesznie wskakuję do auta by popędzić w stronę domu. Jeszcze jedna chwila relaksu tylko dla mnie: jazda z samą sobą autem, z muzyką na 3/4 głośności, śpiewaniem i... Jestem, otwieram drzwi do klatki i już na parterze słyszę spazmatyczny płacz mej córeczki. Pędzę po schodach na czwarte piętro, patrzę w jej zapłakane oczy, które wyrażają jakiś taki niemowlęcy wyrzut "jak mogłaś mnie zostawić?" i przytulam. Uspokaja się po chwili, by po pięciu minutach przy piersi zasnąć z rękami uniesionymi do góry i spać tak przez kolejne kilka godzin...

Walczę wtedy z dwoma uczuciami: niewysłowioną miłością do tej ośmiokilogramowej, przesłodkiej drożdżóweczki, a potrzebą choć kawałka przestrzeni dla siebie, wyłącznie dla siebie, bez tego poczucia odpowiedzialności za drugiego, małego człowieka... Nic to. Pozostaje mi czekać cierpliwie jeszcze dwa miesiące, gdy zaczniemy wprowadzać do diety ziemniaczki, marchewki, brokuły i inne szpinaki. Może wtedy będę miała parę chwil więcej dla samej siebie poza tym kwadransem, który co jakiś czas spędzam w suszarni wieszając pranie... tylko ja i klamerki... :)



4 komentarze:

  1. 8kg! Śmietana nie mleko ;-) Ania ważyła tyle kończąc roczek,ale była wcześniakiem. Karmiłam ją 1,5 roku. Teraz Ambroży prawie rok się stołuje, na zdrowie, choć w dzień wygląda to wg mojej mamy "masz tu cycusia, pobaw się, tylko nie odchodź z nim za daleko"...Nadrabia w nocy i to jest mój największy minus karmienia.
    Cierpliwości, jeszcze chwilka :-) Podwyższona prolaktyna w czasie laktacji też może sprzyjać obniżeniu nastroju. Dodatkowo sprawdziłam poziom wit D i okazało się, że mam niedobór. Także jesienna chandra ma nie tylko w porze roku swoje korzenie.
    A! Od momentu rozszerzenia diety faktycznie widzę różnicę, bo można go nakarmić i napoić bez mojego udziału :-) Ale i tak nie mam gdzie wyjść, buu ;-)
    To budujące, że zawalczyłaś o karmienie jeszcze na porodówce. W Głogowie to akurat trudne, nie ma wsparcia. A przy Ani doświadczyłam wręcz ironii pani doktor! kiedy odciągnęłam "tylko" 5 ml. Wkrótce wylewalam do kranu 1,5l na dobę i utrzymałam laktację dla mojej drobinki. Moje płynne złoto dla niej. Nie chorowała, dopóki nie poszła do przedszkola ;P

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć szwagierka!
    można napisać przewiązanie - tak jak w murze cegły się przewiązuje spoiną, praca trudna ale dobrze zrobiona spaja na wieki wieków ramen!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pierwsze to jestem dla Ciebie BRATOWĄ ;) ale temat pociotów, naciotów i innych szwagierek zwykle omawiamy na zjeździe rodzinnym w Nysie, a że Was w tym roku - z wiadomych przyczyn - nie było, jesteś usprawiedliwiony ;)
      Po drugie... pięknie napisane o tej spoinie... Myślę, że za jakiś czas będę w stanie potwierdzić Twoje słowa. Pozdrówka ciepłe!

      Usuń
    2. tak jest żono ojca siostry kuzyna wnuczki córki babci szwagierki brata ojca siostry kuzyna wnuczki córki babci szwagierki brata ojca .... :P

      Usuń

Dziękuję za Twój komentarz. Miłego dnia!
Thank You for Your comment. Have a nice day!