środa, 6 kwietnia 2016

Roboczy Dzień Urlopu

Wiosna zagościła na dobre. Wczorajsze 24 stopnie Celsjusza były pretekstem do spędzenia popołudnia na spacerach, placu zabaw, w piaskownicy u babci i dziadka i końcem końców na pierwszych lodach gałkowych konsumowanych na powietrzu, prosto z jadalnego rożka. Mmmm...




Chciałam Wam napisać o tylu rzeczach, które miały miejsce w ostatnich dwóch tygodniach, a nie napisałam o niczym. Plany jakie wiązaliśmy z urlopem tacierzyńskim R. spełzły na niczym przez nagłą chorobę dzieciaków; nagłą awarię auta, która skończyła się pokaźną sumką zostawioną u mechanika; przesunięciem planowanego na tuż po Świętach montażu drzwi wejściowych na ostatni roboczy dzień urlopu...

Matko, co ja piszę! "Roboczy dzień urlopu" - oksymoron mi się udał, że hej!

Ale tak to trochę jest, że urlop czasem zamiast odpoczynku spędza się na remontach i pielęgnowaniu schorowanej dziatwy.

Do dziś zastanawiam się cóż to za żartowniś stworzył kiedyś kolejny ciekawy zwrot w polszczyźnie pod tytułem "urlop macierzyński". Jeśli bowiem 24-godzinną gotowość do przewijania, przebierania, karmienia, spacerowania, zabawiania nazwać urlopem potrzeba nie lada poczucia humoru... czarnego:)

No dobrze... jest też kilka rzeczy, które podczas tych wolnych od pracy dni kiedy tata był w domu, udało nam się zrealizować:

- wycieczka pociągiem: tylko tata i syn; mechanik naprawiający auto znajdował się w miasteczku oddalonym o dwadzieścia kilka kilometrów, więc wykorzystali tak rzadką okazję, by przejechać się pociągiem; coś w sam raz dla małego fana Tomka i Przyjaciół i innych Stacyjkowych kreskówek
- kilka rodzinnych długich wiosennych spacerów, w tym poznanie nowych miejsc na mapie miasta, jak niedawno powstała Marina nad Odrą
- renowacja krzesła do kuchni (pochwalę się niebawem)
- odświeżenie białych ścian
- wymiana drzwi wejściowych (rzutem na taśmę, choć czekamy jeszcze na próg)

W między czasie Święta Wielkiej Nocy - radosny szczególny (choć nie wyjątkowy:) czas głoszenia wieści o zmartwychwstaniu Chrystusa. Pokusiłam się nawet o obejrzenie filmu Syn Boży, choć biblijne filmy (o ironio!) zwykle wzbudzały we mnie jakiś taki nieopisany lęk, dyskomfort, sama nie wiem... Te pustkowia Palestyny... Ten jednak przypadł mi do gustu na nowo odświeżając historie z Ewangelii.

No i taki to urlopowo-świąteczno-roboczy czas u nas niedawno miał miejsce.
Może uda mi się niebawem pokazać Wam małe wielkie zmiany w mieszkaniu?
Wyczekujcie cierpliwie. Buźka

2 komentarze:

  1. Bardzo przyjemnie czyta się twoje wpisy :) Pomyślałam, że warto to napisać ;) Czekam na fotki odnowionego krzesła. Serdeczne pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, warto to pisać, warto hihi:-) Skromność każdego blogera jest przecież tak wysoce rozwinięta, że czasem warto ją lekko połechtać małym komplementem;)

      Usuń

Dziękuję za Twój komentarz. Miłego dnia!
Thank You for Your comment. Have a nice day!