poniedziałek, 11 lipca 2016

Roczniakowe Garden Party

Uzbierało mi się tyle zaległości blogowych, że nie wiem czy się śmiać czy płakać. Wydarzenia, wyjazdy, urodziny, zakupy, urlop... Każdego dnia coś, ktoś, gdzieś... Nie nadążam. I choć Lei za moment stuknie 14 miesięcy to myślę sobie, że winna Wam jestem choć krótką relację z jej lekko opóźnionego przyjęcia urodzinowego.

Już dawno temu mówiłam, że chciałabym by moje dzieci urodziły się latem, bo łatwiej wtedy będzie organizować im imprezki urodzinowe. Nie ma to jak świeże powietrze i ogród dziadków, którzy życzliwie znoszą tabuny naszych przyjaciół nadciągających kilkukrotnie podczas letniego sezonu urodzinowego do ich ogrodu. Tak też się stało: mamy dziecko majowe i dziecko lipcowe. My sami jesteśmy sierpniowi, więc ciche marzenie sprzed lat urzeczywistniło się.

Przy okazji roczku Lei musiałam mocno poprzestawiać sobie w głowie kilka spraw. Jedną z nich było skrócenie listy gości do najbliższej rodziny i przyjaciół. Tak już mam, że zwykle zaprosiłabym jeszcze tych i tych... Jednego roku takie myślenie doprowadziło do mojego i Ryśka urodzinowego garden party na którym było blisko 50 osób (!) Zatem tym razem było nas tylko dwanaścioro dorosłych i siedmioro dzieciaków. Light.

Tort był piękny i smaczny, wykonany w lokalnej cukierni. Zachowano naszą ulubioną ostatnio kolorystykę szarości, bieli i mięty.



Królował oczywiście grill jednak dodatkiem do niego, który zmiażdżył dosłownie wszystkie dorosłe podniebienia była sałatka ziemniaczana ze szpinakowo-koperkowym pesto i zielonymi warzywami z jednego z moich ulubionych blogów mrspolka-dot.com


Internet aż roi się od inspiracji prezentowych dla roczniaka, ale nie ma co się czarować... Roczne dziecko i tak najbardziej lubi papier prezentowy, który może sobie bezkarnie memłać w buzi podczas chwili nieuwagi rodzica :-) 


To oczywiście duże uproszczenie. Nasza córka bawi się bowiem również miękkimi klockami Clemmy Plus firmy Clementoni (uwaga! oprócz tego, że są miękkie pięknie delikatnie pachną), drewnianą kaczuszką na sznurku, telefonem komórkowym, który okazał się być pilotem, kubeczkami z funkcją przelewania wody (szczególnie przydatne nad morzem). Pokój zyskał też nową ozdobę: ręcznie wykonaną Panią Chmurkę.

Jednak ponad to wszystko najważniejsza oczywiście była kolejna możliwość spędzenia popołudnia w rodzinno-przyjacielskim gronie, czego nie da się przecenić żadnym tortem i żadnym prezentem.
 














Pojawiły się też pierwsze zaloty kawalera do naszej rocznej ślicznotki. Syn naszych przyjaciół: Kaleb, ewidentnie okazywał, że Lea wpadła mu w oko. How sweet is that!








Zatem nie wiedzieć kiedy Lea wkroczyła w drugi rok swego bytowania na tym świecie. I choć absorbuje całą moją czaso-przestrzeń, zagląda w dekolt w poszukiwaniu krainy mlekiem płynącej, przerywa matczyny sen wciąż średnio jakieś trzy razy w ciągu nocy to nie wyobrażam sobie życia bez tej radosnej, temperamentnej istoty, która wnosi do naszego domu tyle życia!



Sto lat, córeczko! Kocham Cię!

2 komentarze:

  1. Śliczny torcik, to również moja ulubiona kolorystyka. U nas jakoś tak wyszło, że roczek był w kolorze różu i mieliśmy ta samą girlande :-) też zrobiłam na blogu wpis roczkowy więc jeśli masz ochotę to zapraszam do siebie. A dla Lei sto lat!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. nie ma to jak przyjęcie w ogrodzie :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz. Miłego dnia!
Thank You for Your comment. Have a nice day!