W zamierzchłych czasach, gdy blogerki nie prześcigały się jeszcze w publikowaniu przepisów na świąteczne pierniczki - ba! gdy nie było dzisiejszych blogerek, blogów i w ogóle internetu (!) - Święta nad Wisłą, Odrą i Wisłokiem pachniały nie przyprawą do piernika a amoniakiem. Wystarczyło z pokorą znieść ten ostry zapach wypełniający całe pomieszczenie, by móc cieszyć się smakiem kruchych, cienkich ciasteczek.
W tym roku postanowiłam zdradzić pierniczki i upiec właśnie amoniaczki. Rodzice zwykle przywożą je od mojej babci, gdy jadą w odwiedziny ze świąteczną wizytą. Mama opowiadała mi, że gdy była dzieckiem również w jej domu często gościły. A gdy wraz z Leonkiem poczęstowaliśmy ostatnio nimi naszą sąsiadkę usłyszeliśmy: - Moja teściowa też takie piekła. Wygląda więc na to, że w czasach powojennych, w latach komunizmu i w ogóle w dniach o których dzisiejszej młodzieży nawet się nie śni (tak, kiedyś w Polsce nie było dostępu do Kinder Niespodzianki!) amoniaczki znał każdy.
W sobotni wieczór zabraliśmy się więc za pichcenie wraz z moim trzylatkiem. Uroczo było usłyszeć: - Panie Kucharzu, czy już mogę wycinać? :) Oczywiście zapał z wycinania szybko skoncentrował się na przybijaniu pieczątek, by chwilę później przeskoczyć na zbieranie "ciastowych odpadów". Potem było posypywanie mąką stołu i wszystkiego wokół. Nie dało się też przejść obojętnie obok wałka. Zatem pomocnik kucharza spisał się na medal, a ciasteczka - choć tak proste - smakują wyśmienicie do gorącej Inki z mlekiem.
W ostatnich dniach próbowaliśmy dwóch przepisów i ten, który podaję poniżej okazał się być strzałem w dziesiątkę.
Wszystkie składniki należy razem zagnieść, ciasto cienko rozwałkować i wycinać z niego ciasteczka. Piec w temperaturze 180-190 stopni około 11-15 minut (do momentu zarumienienia).
Zatem sobotni wieczór, choć końcem końców męczący, zaliczyć należy do udanych. Ubogacił on nie tylko puszkę w domowe smakołyki, ale przede wszystkim relacje rodzinne w kolejne magiczne momenty, które już teraz budują wspaniałe wspomnienia z dzieciństwa. Tak jak moja mama i sąsiadka dziś mówią, że pamiętają amoniaczki tak mam nadzieję, że za jakieś czterdzieści lat mój syn będzie z uśmiechem na ustach wspominał ich smak i ten niezwykły wieczór w roli Pomocnika Kucharza:)
Ręka do góry kto zna amoniaczki?!
Piekłam je 2 razy :) i chociaż ciężko mi się znosiło zapach amoniaku w mieszkanku to przyznaję..smakują obłędnie smacznie :)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście zapach jest dość odstraszający, ale czego się nie robi dla chwili rozkoszy dla podniebienia:)
UsuńJa znam. Z piekarni Witczaka;-) raz w zyciu piekłam i niestety wole zapachy korzenne;-) a Ani wszystko jedno jakiego koloru ciastem sie bawi, wiec niech przynajmniej ladnie pachnie :)
OdpowiedzUsuńPrzyznać muszę, że choć amoniaczki są OK to bardzo, ale to bardzo daleko im do Twoich pierników z marcepanem! Ale to już inna półka wypieków:)
Usuń