wtorek, 1 marca 2016

Nie ważne jak zaczynasz, ważne jak kończysz

Ostatnia noc należała do tych "przespanych". Wstawałam do karmienia "tylko" cztery razy. O jak wspaniale było doświadczyć trzygodzinnego snu niczym nieprzerwanego! Do tego padający śnieg, który zamieniał krajobraz za oknem w piękny, przykryty śnieżną puchową kołderką. Cud, miód!

A rano klops! Nie wiem czy to zupełnie inne spojrzenie na śnieżny krajobraz w - bądź co bądź - pierwszy dzień meteorologicznej wiosny! Czy może niebo zasnute chmurami, które to chmury zdaje się dosięgnęły też i mego czoła. No nie wiem co to takiego, ale energia ze mnie zeszła. Radość życia uleciała.

I wtedy to wyszłam wieczorem na umówione wcześniej spotkanie. Na wstępie ogłosiłam wszem i wobec stan mej duszy, by po dwóch godzinach znów cieszyć się życiem, znów patrzeć na nie jakby przez różowe okulary. Co się stało?

Podjęłam decyzję. Wyjdę z domu. Okażę wierność i odpowiedzialność nie olewając umówionego spotkania. W efekcie usłyszałam dużo pozytywnych, budujących słów. Tak jak pisał Salomon:

"Miłe słowa są jak plaster miodu, słodyczą dla duszy i lekarstwem dla ciała" 
Przypowieści Salomona 16:24

Zdałam sobie sprawę jak ważne jest to z kim przystajemy. Jak wiele razy korci nas by w momencie doła, czy gorszego dnia znaleźć kompana do ponarzekania, do poużalania się nad swoim losem, do wyciągnięcia spod lady wszystkich brudów i bolączek codzienności. Tymczasem istota sprawy polega na jednym: na podjęciu decyzji, która zmieni bieg dnia i pozwoli rzeczom dobrym zadziać się i skierować nas z powrotem na właściwe tory.

Nagle wszystkie pozytywne rzeczy z ostatnich dni zaczęły się wyostrzać:
  • spotkanie z jedną z mam zapoznanych w Leonowym przedszkolu, które potwierdziło mi po raz kolejny, że czasem nawet jeśli zna się kogoś głównie wirtualnie (zajrzyjcie na bloga Marty) warto dać sobie szansę na rozwój takiej znajomości w realu; wartościowi ludzie to dobra inwestycja!
  • moje i Leona niedzielne wyjście tylko we dwoje na spacer i... po raz pierwszy w życiu (o ile mnie pamięć nie myli) na lody do McDonald'a - za największy sukces uważam fakt, że nasz syn nie robił afery o HappyMeal'e, które zauważył u dzieci na sąsiednim stoliku; po prostu cieszył się tym, że razem z Mamą mógł spędzić czas i zjeść loda z polewą truskawkową (choć truskawek nie lubi!)
  • wczorajsze załatwianie spraw i małe zakupy bez Lei (nieoceniona pomoc Babci w opiece nad wnusią!); tylko mamy cycoholików wiedzą co znaczy taka godzinka wyłącznie dla siebie, choć to nie spa, tylko zakupy w rybnym, wykupienie recepty w aptece i trafienie w końcu w piekarni na ulubiony chleb z nasionami chia, który zwykle gdy do niej docieram jest już wykupiony
  • zainspirowanie pani w pralni do wiary w cuda (gdy patrzyłyśmy obie na żakiet, który przyniosłam do czyszczenia usłyszałam, że zrobią co się da, ale cudów nie obiecują, na co odparłam z uśmiechem, że ja wierzę w cuda:)
  • rozmowa z panem tankującym mi gaz na stacji, który stwierdził, że bardzo mu miło, że pamiętam naszą rozmowę sprzed miesiąca, gdy uskarżał się na kontuzję po przenoszeniu mebli 
  • wczorajszy telefon od przyjaciółki tak bez powodu, po prostu by spytać jak się miewamy
  • wygrana zestawu od Pink No More w internetowym konkursie na blogu Enjoy Your Home
Do tej listy można by dodać jeszcze to codzienne, zdawać by się "prozaiczne rzeczy" takie jak KOCHAJĄCY MĄŻ, WSPANIAŁE DZIECI, TROSZCZĄCY SIĘ RODZICE, DACH NAD GŁOWĄ, SMAKOWITA ZUPA W GARNKU. Rzeczy, które dziś u schyłku pierwszego dnia miesiąca chcę z wdzięcznością wypunktować.

Zatem nie ważne jak zacząłeś ten dzień. Ważne jak go kończysz. Jaką decyzję podjąłeś?


4 komentarze:

  1. Hej Marutka. Ja mam czasem podobnie, zasypiam pozytywna, niemalże usmiecham się przez sen. Wstaje rano, nie to, ze nie wypoczeta, ale jakąś już nie swoja. I zaczynam od zlosci na sama siebie. A potem idzie ciurkiem to nie tak, tamto inaczej, to tez źle. Od jakiegoś czasu ucze się przerywać negatywna nic myśli. Szukam pozytywow, czasem nawet je wymuszam ;-) dając światu szansę na zrehabilitowanie się w moich oczach :-D Sama juz frajda polega na tym, ze to ja światu, a nie on mi daje szanse :-D Wpuszczam jakiegoś kierowcę z bocznej uliczki, majac nadzieje, ze się uśmiechnie, tak zwyczajnie po ludzku albo zamruga mi swiatlami. Czasem się usmiechne sama do siebie gdy odkrywam, co mi zapakowano na drugie śniadanie. I juz jest mi lepiej, moja glowa, moje myślenie wracają na wlasciwy pozytywny tor. Czasem trwa to dluzej, niekiedy do wieczora nie mogę odzyskać wlasciwego kierunku i wtedy zaskakują mnie wlasnie bliscy. I czasami wręcz absurdalnie, bo dzwonią czy piszą z problemem. I wiesz co? Fakt, ze oni tez maja gorsze chwile, niejednokrotnie naprawdę trudne, to wlasnie wtedy odzyskuje radość życia, bo cieszę się, ze po pomoc zwrócili się wlasnie do mnie. A znaczy to ni mniej, ni więcej tyle, ze jestem dla nich wazna i potrzebna. Cóż więcej trzeba do szczęścia prócz milosci, akceptacji i zaufania bliskich? Angelika AK

    OdpowiedzUsuń
  2. Napisałam i zniknęło:(

    OdpowiedzUsuń
  3. Napisałam i znów. Internet świruje...Do trzech razy sztuka? :-) W skrócie postanawiam robić listę wdzięcznosci. I choć przesilenie zimowo-wiosenne przeczołguje mnie mocno po depresyjnych terenach, skupię się na chwili i będę tracić czas z tymi, których kocham :-) i z którymi warto :-)ps. kupiłam mannę z pełnego przemiału ;-)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz. Miłego dnia!
Thank You for Your comment. Have a nice day!