wtorek, 24 marca 2015

Lekcja Wiary

To już oficjalne! Wiosna jest i raczej już nam nie ucieknie. Wszem i wobec udziela się pozytywny nastrój powodowany większą dawką słońca, endorfiny jakby wyrastały razem z pąkami na drzewach, wszystko jakieś takie bardziej "na tak". A mnie zastanawia jak wiele z tego naszego pozytywnego nastawienia kryje się w zbawiennym wpływie światła i natury, a ile w naszych decyzjach o tym jak podchodzimy do życiowych doświadczeń.

W styczniu podczas badania połówkowego wyszło na jaw, że nasza córeczka, dzięki której mój brzuch powiększa się z tygodnia na tydzień, ma w mózgu dwa torbiele. Przyznajcie: to słowo brzmi strasznie! Okazało się, że to dwie torebki w których znajdują się duże skupiska czerwonych krwinek. Lekarz stwierdził, że nie jest to normą, ale też, że za parę chwil powinny zniknąć; być może pojawiły się dlatego, że akurat w tygodniu w którym robiono badanie, mózg intensywnie się rozwija i potrzebuje większego ukrwienia. Uczepiłam się tej myśli z wiarą wyznając, że nie poddam się strachowi. Ufałam, że Jezus już odniósł zwycięstwo nad tą nieprawidłowością.

"Lecz on nasze choroby nosił, nasze cierpienia wziął na siebie (...) A jego ranami jesteśmy uleczeni."
Księga Izajasza 53:4-5

Po dziesięciu dniach pojawiłam się u lekarza na kontroli mając stuprocentową wiarę, że nie zobaczę torbieli...  Niestety. Wciąż tam były. Zdziwiła mnie moja reakcja. To był gniew, wściekłość. - Ale jak to? Przecież ja wierzyłam całym sercem, że znikną?! Jak to możliwe, że wciąż tu są?! Pięć sekund później pretensje ustąpiły jednak zupełnie innym myślom. - Nie! Nie poddam się zwątpieniu. Nie poddam się strachowi. Nadal będę wierzyć, że nasza córka będzie zdrowa! 

Skierowano mnie na konsultację do kliniki we Wrocławiu, gdzie na ekranie znów zobaczyłam torbiele. Pouczono mnie, że po prostu trzeba je zostawić i czekać aż znikną. Równocześnie kardiolog dziecięcy, która zbadała serce maleństwa potwierdziła, że w tej kwestii wszystko rozwija się prawidłowo. Alleluja!

Minął ponad miesiąc, gdy pojawiłam się na rutynowej kontroli u mojego ginekologa. Przez ten czas właściwie nie prosiłam nikogo ze znajomych o wsparcie modlitewne. Sama co jakiś czas ogłaszałam z wiarą, iż ufam, że nasza córka będzie zdrowa. Tym razem lekarz stwierdził: - Ja tu nic już nie widzę! Uśmiechnęłam się szeroko wiedząc, że Jezus i tym razem objawił swoje zwycięstwo! Za to chcę Mu dziękować! Córeczka rozwija się prawidłowo, rośnie, kopie i już daje nam dużo radości.

Przyszły jeszcze takie myśli do mnie: - A może nie będę o tym głośno mówić, bo co jeśli urodzi się i okaże się, że jest chora?! Bardzo szybko jednak się z nimi rozprawiłam! Jeśli w coś wierzymy to wierzymy. Nie ma "ale". Wiem, że to nie moja zasługa, ale Boża łaska. I za nią chcę dziękować głośno Jezusowi. Odbieram ją jako wspaniałą lekcję wiary!