piątek, 12 grudnia 2014

Niech to piernik kopnie

A niech to piernik kopnie... czy jak to było... :-) Przecież ja się jeszcze nie wytłumaczyłam z mojej nieobecności, ciszy i olewajstwa blogowego. Ostatnie dwa miesiące były dość wyoutowane, a to za sprawą małego człowieczka, który postanowił rozgościć się w moim brzuszku i spokojnie tam sobie pomieszkać przez jakieś dziewięć miesięcy (!) Radość jest oczywiście wielka, choć tym razem jakaś taka inna niż przy Leonie. Zwiemy ją radością racjonalną. Niewiadoma jest już mniejsza, niż przy pierwszej dziewiczej ciąży. Do wszystkiego podchodzi się z większym spokojem dyktowanym wcześniejszym doświadczeniem. I chyba tak jest dobrze. Inaczej, ale też dobrze. Niestety "uroki" ciąży dają się we znaki, choć w ostatnich dniach widać poprawę, bo i sił trochę przybyło i apetyt wrócił i nos jakiś taki mniej wrażliwy. Małe niedogodności jeszcze się pojawiają, ale nie chcę się na nich skupiać. Cieszę się z tego, że jest lepiej:)

Siły wróciły na tyle, że z lekkim opóźnieniem, ale jednak, udało się w końcu uruchomić piernikową manufakturę. Od trzech lat z moją bratową uskuteczniamy ten zwyczaj. Rozbijamy go oczywiście w czasie, bo pieczenie z dwóch kilogramów mąki kończy się zwykle ogromną ilością małych słodkości (rok temu były trzy kg!), które później z przyjemnością konsumujemy i rozdajemy przyjaciołom.

Jak wiadomo ciasto piernikowe potrzebuje czasu, by zmięknąć, więc spóźnialscy: jest jeszcze szansa, by w ten weekend zabrać się za pieczenie, by do Świąt były one jak znalazł. Choć nasze ciasto tym razem zaskoczyło nas i zmiękło w trzy dni, ha! Stwarza to jednak niebezpieczeństwo niedotrwania do Świąt:) Jeśli zatem chcecie urządzić sobie w domu piernikową fabryczkę poniżej nasz sprawdzony przepis.

Pierniki Świąteczne

1 kg mąki
0,3 kg smalcu
3 jaja
0,5 kg miodu
1 szkl. cukru
1 paczka przyprawy do piernika
1 szkl. zaparzonej kawy (2 kopiate łyżki zalane wodą)
3 łyżki kakao
3 łyżeczki amoniaku
3 łyżeczki sody

W garnku podgrzać smalec, miód, cukier, kakao, przyprawy i zaparzoną kawę (przecedzić ją przez sito, by pozbyć się fusów). Nie gotować. Ostudzić.
W misce wymieszać mąkę z sodą i amoniakiem. Dodać jajka.
Wlać do niej ciemny aromatyczny płyn z garnka.
Wyrobić ciasto jak na pierogi i rozwałkować je na grubość pół centymetra.
Wycinać ciastka przy użyciu foremek i układać je na blasze wcześniej posypanej mąką (pierniki nie będą się przyklejać).
Piec 5 minut w temperaturze 200 stopni.
Wyciągnięte z piekarnika odkładać na ręcznik papierowy, by chwilę odpoczęły, a następnie do pojemnika.

Lukier

Białko
Sól
Cukier puder
Sok z cytryny

Najlepszy lukier to białko ubite na sztywno ze szczyptą soli, sokiem z cytryny (ilość wg uznania) i cukrem pudrem dodawanym w ilości do uzyskania zadowalającej nas konsystencji. Można również dodawać barwniki spożywcze, tak jak to zrobiłyśmy po raz pierwszy w tym roku.

Dekorowanie zwykle odkładamy na kilka dni po pieczeniu.

A jakie są Wasze doświadczenia z tymi wdzięcznymi ciasteczkami? Lubicie, pieczecie, kupujecie, dostajecie, obdarowujecie?







wtorek, 11 listopada 2014

Niepodległościowe śniadanie

Zainspirowana nowym słowem, którego nauczył się nasz dwulatek (patrz: BUŁA) oraz ostatnim wypiekiem mojej bratowej, postanowiłam oswoić drożdże i upiekłam moje pierwsze domowe bułeczki. Podane z masłem i domowym dżemem z jeżyn oraz kubkiem kakao smakowały wyśmienicie w ten świąteczny niepodległościowy poranek:) Dobrego dnia!

środa, 8 października 2014

Moja pierwsza zupa dyniowa

Mmmm aż mi się uszy trzesą! Jaka pyszna! Jaka pyszna!


Po zupie dyniowej nie spodziewałam się zbyt wiele, ale ta  zaskoczyła mnie niebywale prostotą i bogactwem smaku. Niby pięć składników na krzyż, a taka optymistyczna paleta koloru i smaku. Mmmm.

W eksperta bawić się nie będę. Daleko mi do nich. Oczywiście posiłkowałam się przepisami mądrych głów. Z kilku przepisów wyłuskałam swoją wersję podstawową. W środku złotej polskiej jesieni, gdy ktoś uraczy Was kawałkiem dyni nie bójcie się jej oswoić. Zacznijcie od podstawowego przepisu na zupę i odkryjcie czy jest to coś godnego wprowadzenia do jesiennego jadłospisu.

Przepis na zupę dyniową

Około 1 kg dyni
2 marchewki
2 ceblue
2 ząbki czosnku
2 łyżki oliwy z oliwek
3 szklanki bulionu
Pieprz i sól

Dynię i marchewkę obrać ze skóry i pokroić na mniejsze kawałki.
Wrzucić do garnka z grubym dnem.
Dodać do nich dwie cebule i dwa ząbki czosnku (również pokrojone na mniejsze plastry).
Dodać do warzyw dwie łyżki oliwy z oliwek i przesmażyć w garnku przez około 3 minuty.
Następnie zalać warzywa trzema szklankami bulionu i gotować pod przykryciem przez 30 minut.
Gdy warzywa zmiękną zblendować/zmiksować zupę, doprawić solą i pieprzem i gotowe!

Czekam z niecierpliwością na powrót moich chłopaków do domu. Za plackami dyniowymi nie przepadają. Ciekawe czy zupa przypadnie im do gustu?:) Można podawać ją z grzankami lub uprażonymi na suchej patelni pestkami dyni lub płatkami migdałów. Smacznego!



sobota, 4 października 2014

Nasza Sobota

No strasznie się cieszę, że wczoraj na pytanie "O której jutro może do mnie wpaść X, by popracować nad projektem?' odpowiedziałam memu mężowi "Nie może. Jutro czas tylko dla rodziny." Wiecie jak to jest. Pokusa domowych obowiązków, zakupów, dodatkowych zleceń i wszystkich tych rzeczy na które nie ma czasu w tygodniu jest wielka. Ale skoro - wg badań społeczeństwa - priorytetem dla większości Polaków jest rodzina, to czasem warto się zatrzymać i zastanowić co jest ważniejsze. Zatem dziś nieważne stało się nawet to, że Leonowy czas drzemki przesunął się o jakieś cztery godziny. Bowiem podczas zwyczajowej pory leżakowania nasz maluch biegał dziś po lesie wciąż pokrzykując nowo przyswojone słowo Babcia:)

Odwiedziny u 'przyszywanej babci' - mamy mojej przyjaciółki, okazały się strzałem w dziesiątkę. Zresztą to żadna nowość, bo każda wizyta na wsi pod lasem owocuje w wiele radości i miłych wspomnień. Wspaniale jest widzieć ludzi w jesieni życia będących wciąż w letnim nastroju:) Do tego piękna złota polska jesień, zapach lasu i... nieplanowane mini-grzybobranie dzięki któremu po powrocie do domu delektowaliśmy się smakiem sosiku grzybowo-śmietanowego z ziemniaczkami. Klasyk.

Zatem apeluję: wyrzućcie czasem 'to do list' do kosza i zwyczajnie, spontanicznie wyjedźcie za miasto ciesząc się chwilami z bliskimi. Wiem, że wielu z Was tak robi, ale równocześnie wiele z nas musi walczyć z perfekcjonizmem, który stawia czyste okna, posprzątane mieszkanie i pełną lodówkę (po pięciogodzinnych zakupach) ponad czymś co niemierzalne, bezcenne i bezpowrotne. Odpoczywajcie, bo jutro niedziela... :-)









środa, 17 września 2014

Rewolucja: kupisz IKEĘ w sieci!

Przeglądam poranną prasę i co widzę? Gazeta Wyborcza opisuje plany Ikei na 2016 rok. Właśnie wtedy szwedzki gigant chce dać polskim konsumentom możliwość zakupów on-line. Nareszcie! Ile to razy chciało się jedną małą rzecz i, jak w moim przypadku, trzeba było odkładać zakup, bo przecież nie opłaca się jechać sto kilometrów do Wrocławia po jedną pierdółkę:) Coś potrzebne? Bach! Odpalasz stronę, zamawiasz i kurier przywozi Ci do domu. To rozumiem! Cieszycie się na taką rewolucję?:)



Dobrego dnia!

sobota, 13 września 2014

Zadziwiająca deska

Zdziwieniom nie było końca. Najpierw oszałamiające wręcz zdziwienie, gdy w wynikach candy u Ani z Wymarzonego Domu ujrzałam swój nick. Bo choć to nie pierwszy raz, gdy w życiu coś wygrałam, to tę wygraną ujrzałam parę dni po ogłoszeniu wyników i... mnie zatkało:) Potem był e-mail pełen ochów i achów, oczekiwanie i... kolejne zdziwienie przy wyciąganiu paczki z wygraną z Paczkomatu. Whoa! Taka duża? Spodziewałam się małej deseczki na której będzie można serwować co najwyżej kosteczkę sera brie, a tu taki gigant!




Urzeka chyba przede wszystkim ręcznym wykonaniem. Świadomość, że ktoś dopieszczał każdy kant, by był gładki jak pupcia niemowlęcia, dodaje jej wartości. Nieregularne kształty czynią ją wyjątkową i niepowtarzalną... jedną na milion:)




Powiem szczerze, że aż się boję cokolwiek na niej robić, by zbyt szybko jej nie wyeksploatować hihi Staję więc przed dylematem, czy używać jej jak najwięcej, czy może wyciągać tylko na specjalne okazje celem serwowania przekąsek i snaków?




Raz jeszcze dziękuję Ani za tę zadziwiająco dużą i wykonaną z zadziwiającą precyzją deskę! :-) Równocześnie polecam: zajrzyjcie na fanpage Anything i do sklepu Ani. To niezwykle zdolna kobietka.

PS. Przy okazji po raz pierwszy w tle zdradzam nową odsłonę naszej kuchni. Na pełen post poremontowy trzeba jeszcze trochę poczekać. Cierpliwości:) Buziaki x

wtorek, 9 września 2014

There's No Place Like Home

Uffff... nareszcie u siebie! Od połowy lipca w naszym mieszkaniu trwał długo wyczekiwany generalny remont kuchni (o czym wspominałam we wcześniejszych wpisach). Na ten czas przenieśliśmy się do mojego rodzinnego domu, czyli do moich kochanych rodziców. Miało to wiele plusów. Lato. Leo spędzał popołudnia w ogrodzie, bawił się z kuzynką. Na nas po pracy czekały obiadki. Uniknęliśmy codziennych zmagań z powłoką kurzu. Ale jednak... wydłużające się oczekiwanie na zakończenie remontu coraz bardziej wzmagało moją tęsknotę za swoimi czterema kątami. I oto po niespełna dwóch miesiącach jesteśmy u siebie! Cieszymy się nową kuchnią, ale też i odświeżonym salonem i przedpokojem. Teraz czas, by na spokojnie posprzątać zakamarki i podopieszczać detale.

Jakby w samą porę przyszła też paczka z Westwing. Niestety zamówienie niekompletne, co oznacza, że na lampy do kuchni poczekamy kolejny miesiąc (!), ale staram się tym nie przejmować i zwyczajnie cieszyć swoim domkiem. W paczce znalazła się Latarenka 'Say!' z napisem, który jest niebywale adekwatny do uczuć, które właśnie mnie ogarnęły. Nie ma jak w domu! Wow, ja się dokładnie tak czuję! Wpadam w normalny rytm. Wracam do kalendarza, planowania (nieprzesadnego... spontany też są wskazane:), do rzeczywistości. Równocześnie strasznie jestem wdzięczna rodzicom za przygarnięcie naszej trójki. Ale chyba jednak odrębność gniazda dała o sobie znać. Domku, cieszę się, że znów tu jestem.


Latarenka 'Say!' • Westwing
Pleciony kosz • Bacillo
Zielenina • Ikea
Czarna podkładka • Pepco 
Okulary Old-School • Znalezione na poddaszu (po poprzednich właścicielach:)

poniedziałek, 1 września 2014

Figa z makiem! Lato trwa!

Czytam na Waszych blogach, że lato się skończyło, że wakacje się skończyły. Jakie wakacje? Ja wakacji nie miałam już od... dawna:) Wakacje to mają dzieci... A właśnie, że nie! Lato się jeszcze nie skończyło! Mamy jeszcze trzy tygodnie... Protestuję, błagam, grzecznie proszę, robię oczy kota ze Shreka... Dajcie nam się pożegnać spokojnie.

Koleżanka pochodząca z Ukrainy mówi, że tam nie ma pojęcia 'lato kalendarzowe'. Lato kończy się wraz z końcem wakacji. No tak, ale my jesteśmy w Polsce! A tu jeszcze trzy tygodnie. Zatem: O słońce, świeć! O wysokie temperatury, wracajcie! Podobnie jak z urlopu wróciła jedna z moich szefowych i przywiozła nam mały prezencik... pachnące latem figi prosto z południa Europy. Niech ten zapach i smak pozostanie z nami jak najdłużej. Lato, zatrzymaj się, nie odchodź!


wtorek, 26 sierpnia 2014

Motto, zdanie, treść

Pamiętam z dawien dawna jak życiowe motta wpisywało się koleżankom z podstawówki w specjalne pamiętniki. Dziś przyszedł czas na wieszanie ich na ścianach. Osobiście zachwycam się prostotą takich zdań czy słów, które co dzień przypominają np. o tym co w życiu ważne, na czym się koncentrować, a co odpuścić. W naszym przedpokoju, który właśnie przeszedł metamorfozę (o tym niebawem:) wisiała ramka z zasadami panującymi w domu o czym pisałam tu. Teraz zastanawiam się nad nowymi słowami i zdaniami, które mogłyby zawisnąć na odświeżonych ścianach salonu. Czasem to nie muszą być nawet motta. Zwyczajne-niezwyczajne słowa... Inspirację znalazłam na Etsy

• 1 •

• 2 •


• 3 • 


• 4 • 


• 5 •


• 6 • 


• 7 • 


• 8 •


• 9 • 


• 10 • 


• 11 •




Źródła: 1 / 2 / 3 / 4 / 5 / 6 / 7 / 8 / 9 / 10 / 11 

A jakie napisy można przeczytać na Waszych ścianach? Pochwalcie się!

czwartek, 21 sierpnia 2014

Blatowe dylematy

Choć główne prace zostały już zakończone ponad tydzień temu, w oczekiwaniu na meble do kuchni postanowiliśmy przy okazji poszerzyć zakres remontu o salon i przedpokój:) Wygrała zasada: skoro i tak jest pełno kurzu to może za jednym zamachem odświeżyć pozostałe wnętrza. Zatem prace trwają. Na pewno podzielę się z Wami efektami już niebawem. Tymczasem...

...mam dylemat jaki blat wybrać? Niby już wszystko było wiadome, a tu pod koniec ta decyzja jakoś została zacieniona przez chmury wątpliwości. Fronty szafek będą białe w połysku, płytki nad blatem białe, podłoga sosna bielona, ściany białe poza jedną pomalowaną na czarno farbą magnetyczno-kredową. I pytanie: jakim blatem złamać tę monochromatyczność?

Czarny połysk chyba odpada, bo wolałabym uniknąć laboratoryjnego klimatu. Choć ta znaleziona w internecie wygląda dość przytulnie.



Znowu matowy czarny blat testowaliśmy ostatnio w Ikei i niestety widać każdy odcisk palca.

Rozważałam też biały blat, tylko czy czasem nie będzie zbyt biało?





Myślałam o przełamaniu wnętrza ciepłem drewna, ale blat drewniany odpada z dwóch powodów: wymaga częstej impregnacji i olejowania, a dodatkowo jego cena nie jest konkurencyjna...







Szukam zatem blatu z płyty MDF, która imitowałaby drewno
Na ten moment przekonuje mnie DĄB CRAFT SZARY z oferty Kronospanu.


A może wy coś podpowiecie? Pomocy!

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Na szpilkach

Siedzę tu w pracy jak na szpilkach. Dziś pierwszy dzień Leo w żłobku. Rano, gdy go zawieźliśmy, obyło się bez płaczu, ale niestety nie bez walki o pierwszą zabawkę, którą chwycił do ręki. A że jesteśmy na etapie 'moja zabawka i nie oddam jej nikomu' musiałam cierpliwie tłumaczyć po raz enty, że dzielić się trzeba, że inne dzieci chcą się razem z nim bawić itd. itd. Dobrze, że parę dni temu zrobiliśmy mały research i zaznajomił się trochę z nowymi kątami, ale doczekać się nie mogę jak już go odbiorę! Jakie to dziwne. Wiem, że krzywda mu się nie dzieje, a jednak... Byle do 15tej:)



PS. Znajoma, którą spotkałam w żłobku płakała rzewnymi łzami, gdy zostawiła swoją córeczkę. Coś jest z tymi emocjami rodziców w takich sytuacjach. A jak wy to znieśliście? Jakieś porady jak uporać się z nieoczekiwaną dawką emocji?

wtorek, 12 sierpnia 2014

Nie ogarniam, czyli kilka słów o remoncie

Jak to jest, że by cieszyć się efektami remontu trzeba przedzierać się przez gąszcz decyzji i tony kurzu? Jak to jest, że nie można ot tak po prostu spakować walizki, wyjechać i wrócić za kilka tygodni do pięknego odnowionego mieszkania? Ponarzekać jest łatwo.

A ja - choć zmęczona psychicznie decyzjami o zakupie zmywarek (dziś się w końcu udało!), piekarników, lamp i cokołów - gdy kładę się wieczorem w łóżku w moim rodzinnym domu, myślę sobie - JAK DOBRZE MIEĆ RODZICÓW BLISKO i nie spać teraz pod zapyloną kołderką wśród wiader po farbach i paczek z końcówką paneli! W warunkach w których obecnie nie da się nawet u nas ugotować wody (stara kuchenka Wrozamet Ewa odziedziczona po poprzednich właścicielach trafiła do skupu złomu) gotowy obiadek codziennie po pracy i mamina dłuższa opieka nad Leo podczas, gdy my po raz kolejny jedziemy do marketu budowlanego są na wagę złota.

Nieocenione jest mieć Przyjaciela - pana A., który zgodził się kuchnię wyremontować (choć wg profesji powinien wykonać tylko prace hydrauliczne). Podobnie pan Mąż. Okazał się wielkim Bohaterem Domu, bo oto Z JEGO INSPIRACJI remont dosięgnął nie tylko kuchni, ale i salonu i przedpokoju... Dzieje się, oj dzieje! Jeszcze trochę i będę mogła Wam pokazać efekty.


Źródło divapor.com

piątek, 1 sierpnia 2014

Lampo świeć!

Przeczytałam niedawno wypowiedź jednej z redaktorek polskiego magazynu wnętrzarskiego, że badania wskazują, iż Polacy remont zaczynają od poszukiwań lampy. Musiałam się lekko zaczerwienić, bo rzeczywiście... poczułam się jakby badania przeprowadzono na jednej osobie: na MNIE:)

Lata świetlne poszukiwań, przeczesywanie gąszczy ofert, spacery po wirtualnych pasażach handlowych. I nareszcie, udało się! Kupiłam lampy do nowej kuchni! Ponieważ nasza kuchnia będzie dość monochromatyczna, z przeważającą bielą i czarną ścianką chcemy postawić na żywe, optymistyczne, kolorowe akcenty w wystroju. Takich też lamp poszukiwałam. Co już wydawało mi się, że mam, eureka (!) małżonek mój nie podzielał mego entuzjazmu... aż do tego tygodnia. Na Westwing trwała właśnie kampania oświetleniowa. Spośród kilku kolorowych modeli...






wybraliśmy ostatecznie... 
~

niebieską, energetyczną lampę w lekko industrialnym stylu. Tak wiem, nie jest to kwintesencja industrialu, ale niestety te klasyczne, ot choćby takie:

do kupienia tu

nie są w zasięgu mojego portfela, a perspektywa zakupu trzech lamp powiększa ostateczny rachunek, zatem stanęło na niebieskich pięknościach, które widzicie powyżej. Już sobie wyobrażam jakieś żółte lub zielone krzesło przy stoliku w równie energetycznym odcieniu. How exciting! 

Co myślicie?