W ciągu dnia Przyjaciółka z Wysp upewnia się czy aby wyjście aktualne. Z dwójką dzieci, bez męża na miejscu, choć z pomocą dziadków. Lgnie do wyjścia z dziewuszkami. Tak, wszystko aktualne - odpowiadam przebierając nóżkami na samą myśl, że spędzimy razem ten wieczór.
Wyłom #1
Dwie godziny później Przyjaciółka z Salonu (tego z głośnymi suszarkami, lakierami i innymi szczotkami) pisze, że źle się czuje i chyba będzie !@#$%^&* Chwilę później potwierdza, że w tym oto "ęą" salonie między strzyżeniem, a farbowaniem klientki dwukrotnie haftowała (nie mylić z dzierganiem igłą). Jednym słowem: wymięka, nie idzie, bawcie się dobrze.
Tuż po pracy mknę do przedszkola na spotkanie Rady Rodziców, w domu szybka pomidorówka na ugotowanym wczoraj wieczorem bulionie, potem krótkie chwile z rodziną i szykowanie. Mama ma wychodne. I to nie byle jakie. Nie zakupy, nie spotkanie, nie załatwianie spraw.
AUTENTYCZNE WYCHODNE Z PRZYJACIÓŁKAMI.
Wyłom #2
Całuję na do widzenia wszystkich domowników, mknę po schodach wybierając numer Przyjaciółki ze Świetlicy. Odbiera:
- No mów!
- Ja już wychodzę. Przyjadę po Ciebie, tylko powiedz skąd mam Cię odebrać?
- Aaaa to dzisiaj?! Ja byłam w domu na chwilę, potem musiałam wrócić do szkoły, bo miałam spotkanie z radą rodziców, wróciłam 10 minut temu, z dzieckiem właśnie książki otworzyłam, żeby lekcje zrobić. Słuchaj... nie dam rady...
Wyłom #3
Pojękując wsiadam do auta próbując dodzwonić się do Przyjaciółki z Wysp. Na daremnie. Mam chwilę wahania. Jechać? Nie jechać? Jadę! Podajdę pod dom, ona wsiądzie i pomkniemy do kina... Ta ułuda trwa tylko chwilę. Blokada jakaś z internetów mi schodzi i zasypana zostaję informacjami na Messangerze.
- Kochane nie dam rady dzisiaj. Właśnie Martuś próbowałam do cię dzwonić. Dopiero wróciłam a mały zasnął. Jeszcze go przed snem nie karmiłam. Godzina kiepska.
Wraca obraz moich dwóch pociech bawiących się z mężem, gdy ja zamykałam drzwi mknąc z nadzieją na babskie spotkanie. Mam ochotę zawrócić z piskiem opon i być teraz z nimi. Jednak walkę w mojej głowie wygrywają myśli: - Ale przecież chciałaś zobaczyć ten film! Zrób coś tylko dla siebie. Dla siebie samej. Ten dziwnie pojęty egoizm zwycięża. Jadę. Kupuję bilet. Nie opieram się pokusie stu gram żurawiny w czekoladzie (80 zł za kilogram!) i siadam w kinowym fotelu.
Film oczywiście nie zawodzi. 'Kręcisz mnie' udowadnia po raz kolejny, że Francuzi potrafią mówić o problemach społecznych w sposób lekki, mądry, śmieszny i wzruszający. Być może kiedyś w końcu uda mi się nastukać osobny post o francuskich filmach, które mnie zachwyciły...
By obejrzeć kolejny już razem, chyba będziemy musiały polecieć na Wyspy... wszystkie trzy... no chyba, że któraś się wyłamie.