Mija tydzień od dnia, gdy Lea przeszła na jasną stronę mocy...
Poprzedzające ten fakt pięć dni spędzonych w szpitalu (heh to okropne nadciśnienie) sprawiły, że z wieloma rzeczami nie zdążyłam. Fura ubranek do wyprasowania, internetowe zakupy butelek, pieluch, wkładów i majtek poporodowych (które i tak nie dotarły na czas), remont pokoju dzieciaków, zapasy jedzenia w zamrażarce... no nie zdążyłam!
Racjonalizm, który nas dopadł był z jednej strony zrozumiały, bo ponoć do drugiej ciąży podchodzi się zupełnie inaczej. Patrząc jednak z dystansu tygodnia po porodzie myślę sobie, że stał się chyba jednak złym doradcą. Ja, która lubię mieć wszystko zaplanowane, poukładane, zapisane w kalendarzu, nagle zderzam się z rzeczywistością "od-do". Od karmienia do karmienia. A w między czasie nadrabiam zaległości. Prasuję ubranka o piątej nad ranem, kupuję pieluszki flanelowe, gdy mała ucina sobie popołudniową drzemkę. Gotuję obiad tuż przed przyjściem chłopaków z pracy i żłobka. Nawet kwiaty dla mamy w dniu wczorajszego święta wiozłam wieczorem na jednej nodze, byle by zdążyć z powrotem do domu przed kolejnym wezwaniem do karmienia.
Jest jednak coś co zdążyłam zrobić... Zdążyłam stworzyć z moim mężem ciepły dom, od zeszłej środy już z dwójką małych wielkich skarbów. Zdążyłam rozpocząć przygodę podwójnego macierzyństwa. I mimo wielu innych rzeczy, których nie zdążyłam zrobić, uczę się każdego dnia by zdążać cieszyć się chwilą...
CUDNA !!! Niech zdrowo rośnie !! :)
OdpowiedzUsuńDzięki Dorota! Tobie też życzę powodzenia na te najbliższe 9 miesięcy :-)
Usuńa jednak Lea ? ale pieknieeeeeeeeeee <3 a mała cudna :*
OdpowiedzUsuńniezła DUDA ;), niech moc będzie z Wami !
OdpowiedzUsuń